"Zaczęło się od piłki nożnej" -
- mówi Jerzy Mostowski
Jest dobrym duchem tego zespołu. Zawsze uśmiechnięty, pogodny, życzliwy , a przy tym oddany całym sercem temu, co robi, a właściwie Im - siatkarzom i siatkówce. Na co dzień niewiele mówi się o jego pracy przy okazji zwycięstw czy porażek, nie gościł też na pierwszych stronach gazet, gdy Mostostal odnosił wielkie sukcesy. O jego staraniach i wysiłku najwięcej jednak mogą powiedzieć zawodnicy i trenerzy. O kim mowa? Oczywiście o Jerzym Mostowskim - trenerze odnowy biologicznej kędzierzyńskiego klubu. Do tej pory rozmawialiśmy przede wszystkim z działaczami Mostostalu, pierwszym i drugim szkoleniowcem i z zawodnikami. Dziś chcemy przedstawić naszym czytelnikom fragmenty dłuższej rozmowy z osobą, bez której dziś trudno sobie wyobrazić ten klub i wierzymy, że przybliży ona nieco naszym czytelnikom tę przesympatyczną postać, a także pozwoli poznać aktualne problemy zdrowotne zawodników.
Jacek Żuk: Jak to się stało, że został Pan masażystą?
Jerzy Mostowski: Wszystko zaczęło się od czynnego uprawiania sportu, a dokładnie od piłki nożnej. Kiedy grałem na pozycji forstopera w drugoligowej Stali Stocznia Szczecin, często w czasie sezonu dochodziło do rozmaitych urazów, gdyż zadaniem piłkarza grającego w linii obrony jest powstrzymanie ataków przeciwnika., a więc nietrudno o kontuzje Po zakończeniu rozgrywek ligowych trzeba było więc jechać na leczenie i wtedy nasunęła mi się myśl, że kiedy skończę swoją przygodę z piłką nożną, z jej czynnym uprawianiem, wówczas zajmę się opieką nad zdrowiem zawodników. I tak też się stało.
Jacek Żuk: Co w takim razie zadecydowało, że wybrał Pan właśnie siatkówkę?
Jerzy Mostowski:Siatkówka przyszła później. Najpierw przez siedem lat byłem masażystą piłkarzy zespołu, w którym przez lata sam występowałem. Jednak powoli tej drużynie zaczęło zagrażać widmo spadku z II ligi i wówczas pojawiła się interesująca propozycja z zespołu siatkówki. Był rok 1989, sekcja piłki nożnej chyliła się ku upadkowi, a tam byli mistrzowie Polski i dobre warunki do pracy. Ponieważ było to w tym samym klubie, zdecydowałem się na siatkówkę i tak już zostało.
Jacek Żuk:Ostatnie lata to Mostostal. Kto zaproponował Panu pracę w tym klubie?
Jerzy Mostowski: Propozycję pracy w Mostostalu otrzymałem od trenera Waldemara Wspaniałego po udanej współpracy w reprezentacji Polski. Otrzymałem konkretną i korzystną ofertę, a kasa Morza Szczecin świeciła pustkami i zespołowi groziło widmo bankructwa, więc takiej okazji nie mogłem przepuścić, zwłaszcza, że Mostostal był wówczas w czwórce najlepszych zespołów w Europie. Nie było sensu się zastanawiać. Po bardzo krótkim namyśle przyjąłem tę ofertę.
Jacek Żuk: Jakie wydarzenia zapadły Panu najbardziej w pamięci przez te lata pracy w Mostostalu?
Jerzy Mostowski:Przede wszystkim pasmo wielkich sukcesów tego klubu. Same wyniki mówią, że tych przyjemnych chwil było bardzo dużo: mistrzostwa Polski, Puchary Polski i trzecie miejsce w Final Four w Mediolanie. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie ludzie, którzy kochają siatkówkę w tym mieście, gdyby nie zawodnicy, ale również kibice, których tutaj spotkałem. To wszystko i tych wszystkich mam w pamięci.
Jacek Żuk: Pamięta Pan może rok, w którym miał pan wyjątkowo dużo pracy z zawodnikami?
Jerzy Mostowski:Zawsze jest dużo pracy. Podczas codziennych zajęć są przede wszystkim masaże oraz inne zabiegi należące do obowiązków masażysty i dotyczą one wszystkich zawodników. Jednak sport wyczynowy to wielki wysiłek i niestety zdarzają się urazy. Przez te lata spędzone w Mostostalu było również sporo pracy z zawodnikami kontuzjowanymi. Był Jarek Stancelewski, były kłopoty z kolanem Popelki, Rafał Musielak od lat boryka się z kontuzjami, wcześniej był Paweł Papke. Są to organizmy młode, a zawodnicy ci grali niemal na okrągło, bo brali również udział w zajęciach i meczach reprezentacji. Pracy jest więc cały czas sporo, chociaż nie narzekam.
Jacek Żuk: W tym roku również różnie się powodzi. Był uraz Damiana Domonika, jest choroba Petra Zapletala, a ta z siatkówką niewiele ma wspólnego, i o ile sprawa Damiana jest już chyba rozwiązana, to jak wygląda dyspozycja Petra i jak jego choroba wpływa na formę podczas spotkań?
Jerzy Mostowski:Jest to zmartwienie zarówno klubu jak i moje. Schorzenie Petra to piasek czy kamień w przewodach moczowych, który Mu dokucza. Jest to bardzo bolesne schorzenie i takie dwa ataki miały miejsce po świętach. W tej chwili jest wszystko w porządku. Wiadomo, że opuszczenie kilku treningów wiąże się z chwilową niedyspozycją, ale Zapletal jest zawodnikiem niezwykle ambitnym i doświadczonym i szybko zdoła to nadrobić, choć nie ukrywam, że byłoby lepiej, gdyby był zupełnie zdrowy.
Jacek Żuk:Jakie jest ryzyko nawrotu choroby?
Jerzy Mostowski:Lekarze określili, że wszystko przebiega dobrze. Dostał leki, a wyniki badań pozwalają na normalny trening. Uważam, że kiedyś to się skończy. W tej chwili interwencja polegająca na rozbiciu kamieni czy to metodą chirurgiczną czy laserową jest niepotrzebna, bo, jak mówią lekarze, wszystko można załatwić farmakologicznie.
Jacek Żuk:Chciałbym jeszcze zapytać o Rafała Musielaka. Jakie ten zasłużony dla Mostostalu zawodnik ma szanse na powrót do gry? Najpierw kolano, plecy, teraz Achilles, nie wygląda to optymistycznie?
Jerzy Mostowski:Rafał przewidywany był w tym sezonie na pozycję libero. Przestawił się na tę pozycję i grał, ale przy ciężkim treningu nie wytrzymał tego przyczep mięśnia czterogłowego. Trener zaproponował więc na tę pozycję Arka Olejniczaka, który z kolei borykał się z kontuzją stopy i nie mógł skakać. Kiedy Rafał wyleczył się i zaczął ciężko trenować na przyjęciu z atakiem, "odezwał się Achilles". Znów były trzy tygodnie przerwy i leczenie, ale w tej chwili wszystko jest na dobrej drodze. Jednak zawsze jakieś dolegliwości Rafałowi dokuczają.
Jacek Żuk:To już kolejna kontuzja Rafała. Czy ma on szansę na grę na pozycji przyjmującego, czy już raczej jako libero?
Jerzy Mostowski:Ma szansę na grę. Przecież wszystko można wyleczyć i wytrenować. W tej chwili jest tak, że Rafał osiągnął bardzo dużo sukcesów w siatkówce, ale jego organizm jest nieco wyeksploatowany. Wierzę jednak, że Rafał wróci do grania na wysokim poziomie, ale nie wiem czy akurat na ataku.
Jacek Żuk:Zajmował się Pan również kadrą narodową. W jakim wymiarze dziś współpracuje pan z reprezentacją i czym różni się praca tam, od zajmowania się zawodnikami klubowymi?
Jerzy Mostowski:W kadrze byłem do 2004 roku, czyli przez trzy i pół roku opiekowałem się zawodnikami reprezentacji Polski. Zajęcia z reprezentacją niczym się nie różnią od tych w klubie, a moje zaangażowanie było takie same tam jak i tu, choć pracę z kadrą zawsze traktowałem jako ogromne wyróżnienie i duże wyzwanie. Nie wiem, jak będzie w tej chwili. Otrzymałem telefon z PZPS-u z pytaniem o moją opinię dotyczącą współpracy, z czego wnioskuję, że nadal jestem w orbicie zainteresowań władz Związku, choć nie wiem jeszcze, jak obecnie ta współpraca będzie wyglądała. Z pewnością będzie dużo pracy w reprezentacji i nie wiadomo, czy jeden masażysta sobie poradzi, ale na szczegóły jest jeszcze za wcześnie.
Jacek Żuk:Którego ze swoich byłych podopiecznych darzy Pan największym szacunkiem za jego profesjonalizm?
Jerzy Mostowski:Wszystkich zawodników traktuję jednakowo. Staram się każdemu pomagać w miarę możliwości
Jacek Żuk:Pamięta Pan może taki rok, gdy w klubie była szczególnie rodzinna atmosfera?
Jerzy Mostowski:Atmosfera jest piękna, gdy się wszystkie mecze wygrywa. Łatwo o dobrą atmosferę wtedy, gdy są wyniki, a znacznie trudniej, gdy przychodzą porażki i to jest naturalne. Gdy są sukcesy to łatwiej również o doping, co widać po zespołach, które aktualnie odnoszą sukcesy, ale nie można wyciągać wniosków, jak chcieliby niektórzy, że brak sukcesów jest wynikiem nieporozumień czy czegoś podobnego.
Jacek Żuk:A jaki jest Jerzy Mostowski prywatnie? Co Pan najchętniej robi po pracy, czym się Pan interesuje oprócz siatkówki, no i jak spędza Pan czas podczas wakacji?
Jerzy Mostowski:Może zacznę od końca. Wolnego czasu mam niewiele. W tym roku miesięczny urlop spędzałem na swojej działce w Międzywodziu nad morzem. Jest to przepiękna działeczka: 500 m2, domek letniskowy, kwiaty i warzywa. Pracowałem tam i czułem się zrelaksowany. Poza sportem lubię słuchać dobrej muzyki z lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych, oglądam dobre filmy i czytam polską literaturę, choć na czytanie mam naprawdę niewiele czasu.
Jacek Żuk:Serdecznie dziękuję za rozmowę
|