Od karate do siatkówki -
- wywiad z Aleksandrem Bieleckim
Jacek Żuk: Należy Pan do zupełnie "nowych twarzy" w PLS-ie. Dlatego też większość kibiców jest szczególnie zainteresowana Pana osobą. Proszę, aby zaczął Pan opowiadanie o sobie od najmłodszych lat. Gdzie się Pan urodził i czy miał Pan jakiś związek ze sportem?
Aleksander Bielecki: Urodziłem się niedaleko od Kędzierzyna - w Strzelcach Opolskich. Kiedyś uprawiałem jeździectwo. Niestety, później wyrosłem, co przekreśliło dalszą moją karierę jako dżokeja. Dlatego też poświęciłem się sportom walki. Przez 15 lat byłem w kadrze narodowej i w Polskim Związku Karate Kyokushin.
J. Żuk: Jak więc trafił Pan do zawodu fizjoterapeuty i jak przebiegała Pana kariera zawodowa?
A. Bielecki: Od zawsze interesowała mnie medycyna sportowa. Karate uprawiałem dość intensywnie, ale czas pozwalał mi jeszcze na studia na wydziale fizjoterapii Akedamii Wychowania Fizycznego. Stwierdziłem wtedy, że to jest właśnie to, co chciałbym w życiu robić. Postanowiłem dalej mieć związek ze sportem, lecząc zawodników. Sam zaś dodatkowo ukończyłem kursy. Były to: terapia manualna, neuromobilizacja, kinesiotaping, akupunktura, akupresura, klawiterapia.
J. Żuk: Co zadecydowało, że zmienił Pan lekkoatletykę na siatkówkę i czym się różni praca z przedstawicielami tych dyscyplin?
A. Bielecki: Lekkoatletyka to przede wszystkim jest sport indywidualny. Tam przeważają głownie przeciążenia związane z miednicą i asymetrią. Problem wiąże się z jednostronną pracą, którą wykonują tyczkarze, płotkarze. W lekkoatletyce opiekowałem się większą grupą ludzi, co siłą rzeczy wiązało się z większą liczbą urazów. Na to nałożyły się jeszcze długie wyjazdy. Ponad 200 dni w roku spędzałem poza domem. Proszę wierzyć, że było to bardzo trudne. Dlatego też zdecydowałem się popracować troszeczkę w domu, na miejscu. To był bardzo istotny argument.
J. Żuk: Jak przyjęli Pana siatkarze i trenerzy Mostostalu?
A. Bielecki: Przyjęcie było bardzo sympatycznie. Dogadujemy się bez problemu. Praca jest twórcza i mam nadzieję, że już wkrótce zaowocuje jeszcze lepszymi wynikami drużyny.
J. Żuk: Czy zadomowił się Pan już w Kędzierzynie i co sądzi Pan o tym mieście?
A. Bielecki: Zadomowiłem się bardzo szybko. Uważam, że jest to bardzo ciekawe miasto. To nie jest dla mnie żadna nowość. Wiedziałem, gdzie przyjeżdżam, bowiem często tutaj przebywałem. Od pewnego czasu przyjmowałem w gabinecie w Kędzierzynie-Koźlu, więc dosyć długo już tu jestem.
J. Żuk: Co Pan lubi robić w chwilach wolnych?
A. Bielecki: Mam ich niezbyt wiele, bowiem wciąż uczę się i doskonalę swój warsztat pracy. Jestem na czwartym roku studiów doktoranckich, więc zacząłem już zgłębiać literaturę, aby dobrze napisać pracę. Oczywiście, czasem muszę odpocząć. Takie chwile wciąż poświęcam karate, choćby poprzez bieganie czy inny rodzaj przygotowań. Oprócz tego jestem prezesem Strzeleckiego Klubu Karate. Około 20 lat temu założyłem ten klub. Przez te lata zdobyłem już zaufanych instruktorów, którzy wychowują kolejne pokolenie adeptów tego sportu.
J. Żuk: Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów w nowym miejscu pracy.
|