"Cieszę się, że gram w jednej z najmocniejszych lig" -
- wywiad z Eugenem Bakumovskim
Jacek Żuk: Kim tak naprawdę czuje się Eugen Bakumovski? Obywatelstwo ma Pan niemieckie, choć urodził się Pan na Ukrainie?
Eugen Bakumovski: Faktycznie, z czysto formalnego punktu widzenia jestem Niemcem. Wiadomo jednak, że przejąłem wiele elementów kultury ukraińskiej, bo tam się wychowywałem. Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż przyzwyczajenia i cechy Niemca mieszają się we mnie z mentalnością Ukraińca.
J. Żuk: Kraj zamieszkania zmienił Pan w wieku trzynastu lat. Pewnie była to bardziej decyzja rodziców. Jakie względy mieli na uwadze, przenosząc się?
E. Bakumovski: Rodzice przeprowadzili się, aby móc żyć lepiej, normalniej. Na Ukrainie nie było to możliwe. Wbrew pozorom nie myślę tutaj o sprawach gospodarczych. Chodzi o aspekt polityczny. Mimo to nie wszystko w Zaporożu było złe. To bardo duże miasto. Dlatego też nie cierpiałem na brak zajęć. Mój czas w pełni wypełniały nauka i sport. No i jeszcze jedno, na Ukrainie i w Rosji pozostała większość mojej rodziny.
J. Żuk: Czy jest Pan w Polsce sam czy też ma Pan dziewczynę lub żonę?
E. Bakumovski: Przyjechałem do Kędzierzyna z moja dziewczyną. Czasami oczywiście zdarza się, że wyjeżdża ona do Niemiec, ale raczej sporadycznie. Generalnie jest ze mną.
J. Żuk: Oprócz Niemiec i Ukrainy mieszkał Pan również w Polsce i we Włoszech. Czym różnią się te narody i który typ kultury najbardziej Panu odpowiada?
E. Bakumovski: Na pewno we Włoszech ludzie próbują czerpać więcej przyjemności z życia. Tam codziennie są jakieś zabawy, a na stołach króluje słynne, wspaniałe jedzenia. Włosi są bardzo otwartym narodem. Moim zdaniem mają nieco zbliżoną mentalność do Polaków. Wy też jesteście bardzo otwarci. Można się pokusić o stwierdzenie, że Polacy to "Włosi wschodniej Europy".
J. Żuk: Gotuje Pan sam? Jeśli tak to proszę powiedzieć, co zaserwowałby Pan specjalnemu gościowi? Z jakiego kraju byłaby to potrawa?
E. Bakumovski: Oczywiście, że potrafię gotować i muszę powiedzieć, że ostatnio miałem okazję podać taką specjalną potrawę. Był to barszcz ukraiński. Zaprosiłem wtedy kolegów z całego zespołu. Wiem, że w Polsce również gotujecie taką potrawę, ale to jest zupełnie co innego.
J. Żuk: Z częstą zmianą krajów wiąże się również nauka języków. Czy już w dzieciństwie zauważył Pan swoje zdolności lingwistyczne, czy też objawiły się one razem z rozwojem talentu siatkarskiego?
E. Bakumovski: Pewnie, że języków uczyłem się już w szkole. Były to angielski i francuski. Jednak większość języków poznałem, gdy zacząłem zmieniać kluby i podróżować. Właśnie wtedy nauczyłem się choćby serbskiego, polskiego i innych języków, które znam dziś. W świecie panuje pogląd, że wystarczy znać angielski, aby się wszędzie porozumieć. To nie jest prawdą. W Polsce, we Włoszech niewiele osób mówi biegle po angielski. Poza tym łatwiej dotrzeć do ludzi, mówiąc w ich ojczystym języku.
J. Żuk: Czytałem, że bardzo chciałby Pan, aby wszyscy ludzie na świecie mówili jednym językiem. Proszę troszeczkę pomarzyć i powiedzieć, który z języków wybrałby Pan jako ojczysty dla ludzkości, gdyby miał Pan taką możliwość? Dlaczego akurat ten?
E. Bakumovski: Być może nie będę oryginalny, ale byłby to język angielski. Ten język, jest dość powszechnie znany, ale przede wszystkim łatwo się go nauczyć. Pewnie, że na świecie najwięcej ludzi posługuje się chińskim, ale sądzę, że nam Europejczykom, byłoby bardzo trudno poznać ten język.
J. Żuk: Ponoć zdarzyło się Panu pomagać sądom i policji w roli tłumacza. Proszę opowiedzieć coś więcej o tych zdarzeniach.
E. Bakumovski: Tak, to prawda. Były takie sytuacje w Niemczech. Nic więcej nie mogę jednak,powiedzieć.
J. Żuk: Czy swoją przyszłość po zakończeniu kariery wiąże Pan z siatkówką, językami czy może z czymś jeszcze innym?
E. Bakumovski: Nie mam jeszcze ściśle sprecyzowanych planów. Wiem jedno - to musi być praca z ludźmi. Ja nie mogę siedzieć po osiem godzin za biurkiem i z komputerem. Chcę działać i być może to będzie nawet zawód trenera, ale tego nie mogę dzisiaj powiedzieć.
J. Żuk: Często jeździ Pan również na obozy i zgrupowania kadry. Ma Pan wtedy czas mocno wypełniony, ale co robi Pan w chwilach wolnych?
E. Bakumovski: Może to kogoś zdziwi, ale ja w ogóle nie oglądam telewizji. Swój wolny czas dzielę między książki i Internet. Bardzo interesuję się komputerami i Internetem. Jeżeli zaś chodzi o książki, to nie mam ulubionych gatunków. Lubię kryminały, powieści czy fantastykę.
J. Żuk: Skąd zainteresowanie siatkówką? Czy narodziło się ono na Ukrainie czy w Niemczech?
E. Bakumovski: Piłkę palcami odbijałem już na Ukrainie. Bardzo wcześnie zacząłem bawić się w ten sposób razem z tatą, a z czasem oczywiście próbowałem grać razem z kolegami.
J. Żuk: Jednak jeszcze zanim zaczął Pan uprawiać siatkówkę, zakochał się Pan w tenisie. To bardzo podobny sport do volleya, ale indywidualny. Czy zmienił Pan dyscyplinę w poszukiwaniu towarzystwa?
E. Bakumovski: Środowisko tenisowe jest bardzo egoistyczne. Ludzie uprawiający ten sport bardzo często mają dużo pieniędzy i chcą się za wszelką cenę wypromować. Trudno o jakąś przyjaźń. Nie odpowiadało mi to, więc wybrałem siatkówkę.
J. Żuk: Za swoją siatkarską ojczyznę na pewno uważa Pan Niemcy. Tam odniósł Pan największe sukcesy. Jednak jeszcze wcześniej zanim zrobił Pan karierę, pojawiły się problemy z pana obywatelstwem. Czy nie było propozycji z Ukrainy, aby reprezentował Pan tamten kraj?
E. Bakumovski: Na szczęście nie miałem takiego dylematu. To byłby trudny wybór, tym bardziej, że wiedziałem, co mnie czeka na Ukrainie. Takiej propozycji nie było, bo tam nikt chyba za bardzo nie wiedział, że ja gram w Niemczech w siatkówkę.
J. Żuk: Jak się Pan czuje w reprezentacji Niemiec? Czy Pana problemy z załapaniem się do dwunastki nie wynikają z tego, że jest Pan traktowany gorzej ze względu na pochodzenie spoza tego kraju?
E. Bakumovski: Nie, w kadrze jest bardzo dobra atmosfera. No cóż, mamy wielu dobrych zawodników i może dlatego, czasem mam problem z załapaniem się do składu. Wynika to z umiejętności konkurentów.
J. Żuk: Dlaczego Niemcom, tak jak Polakom, nie udało się awansować do Igrzysk Olimpijskich z ostatniego turnieju kwalifikacyjnego?
E. Bakumovski: Moim zdaniem, zasługujemy na ten awans. Tym razem nie udało nam się, bo w ostatnim momencie straciliśmy kapitana i środkowych. W turnieju grał inny zespół, niż zwykle i oczywiście zabrakło zgrania. To była bardzo podobna sytuacja jak z kadrą Polski.
J. Żuk: Mówi się, że liga niemiecka nie należy do najsilniejszych. Dlaczego zawodnicy nie przyjeżdżają grać w siatkówkę do Niemiec albo, tak jak Pan, wyjeżdżają stamtąd?
E. Bakumovski: Każdy siatkarz przy podpisywaniu kontraktu patrzy na dwie sprawy: poziom ligi i finanse. Każdy rzecz jasna chce się rozwijać i dobrze zarabiać, a liga niemiecka nie daje takich możliwości. W moim odczuciu przyczyną jest niska popularność tego sporu. Pewnie, że mamy sporą grupę wiernych kibiców, ale tutaj chodzi o media. W mediach króluje futbol, szczypiorniak i basket, więc nic dziwnego, że przedsiębiorcy wolą inwestować w kluby z tych dyscyplin.
J. Żuk: Kolejne dwa lata spędził Pan we Włoszech. Czy jest coś, co już na pierwszy rzut oka świadczy o tym, że jest to najlepsza liga na świecie?
E. Bakumovski: Wyróżnikiem jest wspaniała organizacja. We Włoszech wszystko jest idealnie dopracowane. Każdy zawodnik może skupić się tylko na treningach i meczach. Zawodnik ma grać na 100%, a klub zapewnia mu do tego pełne możliwości.
J. Żuk: Czy to, co zastał Pan w Polskiej Lidze Siatkówki, spełniło Pana oczekiwania? A może spodziewał się Pan wyższego albo niższego poziomu?
E. Bakumovski: Wiedziałem, że w Polsce jest silna liga. Zauważmy, że w porównaniu z zeszłym rokiem, PLS naprawdę stał się jeszcze silniejszy. Bardzo się cieszę, że gram w jednej z najlepszych lig Europy.
J. Żuk: Jakie miejsce uważa Pan za spełnienie swoich marzeń i aspiracji w tym roku?
E. Bakumovski: Każdy chce wygrać i stanąć na najwyższym stopniu podium. W tym roku jest szansa, aby nawet powalczyć o złoto. Aby tak się stało, musimy teraz wygrywać już wszystkie mecze.
J. Żuk: Czy po tym sezonie planuje Pan pozostać w Polsce czy też chciałby Pan jeszcze raz spróbować swoich sił na Półwyspie Apenińskim w Serie A?
E. Bakumovski: To nie jest tak, że się podpisuje kontrakt z tym klubem, który się sobie wymarzy. Wiele zależy od ofert, jakie napłyną. Aby mieć ciekawe propozycje, należy zaś dobrze zakończyć sezon. Na razie nie zastanawiam się nad wyborem pracodawcy. Może to będą Włochy, może Polska, ale kto wie, ostatnio na rynku coraz aktywniej działają też kluby spoza Europy...
J. Żuk: Jak większość sportowców mówi Pan, że w siatkówkę gra się dla przyjemności i pieniędzy. W Polsce ostatnio bardzo wzrosły zarobki siatkarzy. Czy uważa Pan, że są one teraz na zadowalającym poziomie?
E. Bakumovski: To jest bardzo trudny temat. Co to znaczy "zadowalające zarobki"? Z człowiekiem to jest tak, że prawie zawsze chciałby dostawać więcej. Jednak pamiętajmy, że gdyby oferta ZAKSY mnie nie zadowalała, to bym tutaj nie przyjeżdżał. Jeżeli porównamy zarobki siatkarzy, nawet we Włoszech, z tym, co oferuje się piłkarzom, to zarabiamy śmiesznie mało. Wszystko zależy od tego, z kim będziemy się porównywać.
J. Żuk: Ma Pan 193 cm wzrostu. Nie jest to imponujący wzrost jak na siatkarza, ale radzi Pan sobie na boisku. Podobnie Giba - uznawany za najlepszego siatkarza- jest jeszcze niższy. Czy nie uważa Pan, że dziś trochę na siłę wychowuje się coraz wyższych zawodników, co odbywa się kosztem ich techniki?
E. Bakumovski: To jest bardzo indywidualna decyzja. Jeżeli trener uważa, że są szanse na wychowanie wysokiego zawodnika, aby dorównywał niższemu koledze techniką, szybkością i motoryką, to zdecydowanie warto. Wyższy będzie miał wtedy większe możliwości. To jest jednak bardzo trudna sprawa. Na pewno nie można generalizować.
J. Żuk: Nad którymi z siatkarskich elementów pracuje Pan dziś najwięcej, a które sprawiają Panu najmniej trudności?
E. Bakumovski: Od kiedy pamiętam, nigdy nie miałem problemów z grą w defensywie. Gładko przychodziły mi przyjęcia, obrony. Na treningach skupiam się więc nad atakiem, zagrywką i blokiem.
J. Żuk: Jak Pan sobie radzi ze zjednywaniem przyjaciół i co ceni najbardziej wśród nich?
E. Bakumovski: Z tym jest spory problem. Często podróżuję i zmieniam miejsce zamieszkania. Nie jestem więc zbyt dobrym przyjacielem, bo nie mogę poświęcić przyjacielowi czasu. Dlatego też zazwyczaj nawiązuję taką więź z ludźmi, którzy potrafią to zrozumieć. Kiedy dzwonię choćby po miesiącu braku kontaktu, to oni nie wypomina mi tego, że się nie odzywałem. Tak więc trudno mi jest nawiązać prawdziwą przyjaźń.
J. Żuk: Za swoje motto uważa Pan "Carpe diem". W jaki sposób stara się Pan chwytać chwilę? Jakie momenty uważa Pan za najcenniejsze?
E. Bakumovski: Wspaniałe jest to, że wstajesz i Cię nic nie boli. W życiu sportowca nie jest to wcale zbyt częste uczucie. (śmiech) A tak już na poważnie, to uważam, że każdy dzień można bardzo dobrze wykorzystać i cieszyć się prostymi, nawet codziennymi sprawami.
|