"Czuję się tutaj bardzo dobrze" -
- mówi Wojciech Kaźmierczak
"Czuję się w Kędzierzynie bardzo dobrze. Nie miałem jeszcze okazji spotkać się z kibicami, ale już niedługo gramy sparing z Kladnem, więc wtedy po raz pierwszy zaprezentujemy się przed miejscową publicznością. Gorąco zapraszam!" - rozpoczął rozmowę Wojciech Kaźmierczak.
Jacek Żuk: Żeby uporządkować naszą rozmowę chronologicznie, proszę na początek powiedzieć w jaki sposób trafił Pan do siatkówki? Jak dostał się Pan z rodzinnego Inowrocławia do niedalekiej Bydgoszczy i kto Pana wypatrzył?
Wojciech Kaźmierczak: To było spory kawał czasu temu. W siatkówkę zacząłem grać już w szkole podstawowej. Nieźle mi to wychodziło, więc kiedy okazało się, że w Bydgoszczy w VIII LO jest tworzona klasa sportowa, postanowiłem spróbować. Zaproponowano mi dołączenie do grupy juniorów, która trenowała przy Chemiku Bydgoszcz. Tak to się zaczęło. Przez 4 lata grałem w zespole juniorskim w Bydgoszczy.
J. Żuk: W Bydgoszczy spędził Pan wiele lat. Czy oznacza to, że było tam Panu dobrze i przywiązał się Pan do tego miasta?
W. Kaźmierczak: Z sentymentem patrzę na to miasto, bowiem Chemik był tak naprawdę moim pierwszym klubem. Poza tym mam tam wielu znajomych, rodzinę, a przede wszystkim moja rodzina pochodzi z Bydgoszczy.
J. Żuk: Po kilku latach gry w pierwszej lidze w barwach Chemika i Avii przed dwoma laty wrócił Pan do Bydgoszczy, aby reprezentować Delectą w PLS-ie. Jak odbiera Pan tę różnicę pomiędzy PLS-em (obecnie PlusLigą) a I ligą?
W. Kaźmierczak: Na pewno na początku dostrzega się ogromną różnicę. Przede wszystkim w PLS-ie jest o wiele wyższy poziom sportowy. Poza tym jest różnica w organizacji klubów, inne są mechanizmy, wszystko jest lepiej poukładane. Mimo to trzeba zauważyć, że w I lidze jest kilka zespołów, które prezentują wysoki poziom sportowy, są dobrze zorganizowane i bardzo realnie aspirują do gry w PLS-ie.
J. Żuk: Kolejny rok spędził Pan w Płomieniu Sosnowiec. Wasza ekipa przez wielu ekspertów skazywana była na 10. miejsce i pewny spadek. Tymczasem sprawiliście niespodziankę i awansowaliście do play-offów. Zyskaliście sympatię wielu osób, gdyż podziwiano waszą waleczność. Z czego to wynikało, że potrafiliście walczyć z zespołami o dużo większych budżetach?
W. Kaźmierczak: Faktycznie, dochodziły nas słuchy, że zdobywamy sympatię wielu kibiców niezwiązanych z naszym klubem. My nie mieliśmy nic do stracenia. Na początku wszyscy nas przekreślili i można powiedzieć, że zapisali nam 0 punktów w końcowej tabeli. Mieliśmy przegrywać ze wszystkimi po kolei. Chcieliśmy zrobić na przekór i pokazać, że choć nie mamy gwiazd, to potrafimy grać w siatkówkę. To nie była taka anonimowa drużyna, bowiem mieliśmy Rafała Legienia, Michała Masnego oraz Marcina Grygiela. Ci chłopcy grali już całkiem nieźle w PLS-ie. Wykonaliśmy z trenerem Zawieraczem ogromną pracę. Duża zasługa w tym trenera, który był wielkim profesjonalistą. Miał zawsze poukładane treningi, przygotowywał nas doskonale na każdy kolejny mecz.
J. Żuk: Już na starcie prześladowały Was kontuzje. Czy one was deprymowały, czy mobilizowały do pójścia na przekór?
W. Kaźmierczak: Na początku nas to zdołowało. Wszyscy wiedzą, że w klubie były problemy. Gdy to się nieco wyprostowało, przyszła kolejna przeciwność losu - poważne złamanie u Jakuba Łomacza. Kiedy się z tego otrząsnęliśmy, w meczu z Kędzierzynem Olek Krainov, który zastąpił Kubę, zerwał wiązadła rzepki. Wszystko było przeciwko nam! Daliśmy jednak radę i wyszliśmy z tego obronną ręką.
J. Żuk: Rankingi mówią, że był to dla Pana bardzo udany sezon. A jak Pan to odbiera? Czy jest Pan z siebie zadowolony?
W. Kaźmierczak: Na pewno udało mi się pokazać. Nie ma jednak większego związku z rankingami. To jest tak, że oceniają nas trenerzy, a nie te liczby. To trenerzy decydują o wartości zawodnika, oni czasem spoglądają w rankingi. Jednak dla zawodników nie powinny mieć one większego znaczenia.
J. Żuk: Co sprowadza zatem Pana do Kędzierzyna? Dlaczego wybrał Pan akurat ten klub?
W. Kaźmierczak: Już w zeszłym roku prowadziłem rozmowy z trenerem Kubackim. Wtedy nie doszliśmy do porozumienia. W tym roku znów usiedliśmy do stołu, później dołączył nowy szkoleniowiec - Krzysztof Stelmach. Obaj trenerzy zdecydowali, że mogę się przydać zespołowi i udało nam się sfinalizować ten transfer.
J. Żuk: Jak się Panu podoba w Kędzierzynie? Proszę ocenić zarówno bazę klubu jak i samo miasto.
W. Kaźmierczak: Na pewno jest tutaj bardzo fajny obiekt. Mamy w jednym miejscu siłownię, gabinet odnowy, saunę, a poza tym na płycie głównej hali mamy na razie ustawione dwa boiska, co jest sporym ułatwieniem. Oprócz tego mamy udostępniony stadion, gdzie chodzimy pobiegać. Baza sportowa jest bez zarzutu. Co do miasta, to nie miałem jeszcze zbyt wielu okazji, żeby je na spokojnie poznać. Mamy dwa treningi dziennie, więc nie wolnego czasu nie zostaje za wiele. Z tego, co widziałem, sądzę, że na pewno znajdę sobie tutaj jakieś pozasportowe zajęcia.
J. Żuk: Przez ostatnie lata walczył Pan raczej o utrzymanie. Z ZAKSĄ będzie szansa walki o wyższe cele. W które miejsce będziecie w tym roku celować?
W. Kaźmierczak: Nie mamy jasnego celu. Będziemy starali się dobrze grać i zająć jak najlepsze miejsce. Liga się przebudowała i trudno oceniać możliwości rywali. Wszystkim został ponad miesiąc do przepracowania. Na pewno sposób pracy w tym okresie będzie również rzutować na osiągnięty wynik. Dopiero liga zweryfikuje możliwości zespołów.
J. Żuk: Skąd wziął się Pana pseudonim: Kangur? Czy ma to związek z Pana dużym zasięgiem w ataku?
W. Kaźmierczak: Ten pseudonim towarzyszy mi od dawna. Przylgnął do mnie już w podstawówce, a odziedziczyłem go po bracie. Graliśmy razem w jednym zespole. Na brata wołano właśnie Kangur, a na mnie Kangur młody.
J. Żuk: Z jakim numerem zagra Pan w ZAKSIE?
W. Kaźmierczak: Tutaj gorące pozdrowienia dla Grześka Pilarza. Zawsze grałem z "czwórką" na koszulce i chciałem to kontynuować, ale właśnie Grzegorz ma ten numer w ZAKSIE, więc w tym roku będę występować z "dwunastką".
J. Żuk: Co robi Pan w wolnym czasie? Może uprawia Pan amatorsko jakiś inny sport?
W. Kaźmierczak: Nie, nie. W życiu siatkarza nie ma wielu chwil na inne hobby. Jeszcze trudniej o uprawienie jakiś innych sportów, gdyż po treningach wracamy zmęczeni fizycznie i nie mamy nawet ochoty i sił na jakiś kolejny wysiłek fizyczny. Także nie uprawiam innych sportów, chyba że... grając na komputerze.
J. Żuk: O czym marzy Wojciech Kaźmierczak. Co chciałby Pan osiągnąć w sporcie, a co w życiu prywatnym?
W. Kaźmierczak: Dotychczas grałem w I lidze, a później walczyłem o utrzymanie w PLS. Teraz chciałbym pójść o szczebel wyżej i w najbliższych sezonach powalczyć o medal. Kariera sportowca nie trwa wiecznie, więc mam nadzieję, że najbliższe lata przyniosą mi jakiś sukces.
|