"Naszą siłą jest zespołowość" -
- mówi Sławomir Szczygieł
Jacek Żuk: Gdzie spędził Pan święta?
Sławomir Szczygieł: Jak zawsze było rodzinnie. Byliśmy w tym roku w domu w Jastrzębiu. Niestety, nie było nam dane, aby pojechać do Strzyżowa, ale trudno. Być może za rok będzie więcej czasu, to tam pojedziemy.
J. Żuk: Jakie życzenia noworoczne składali panu koledzy i znajomi?
S. Szczygieł: Zawsze życzą tego samego - zdrowia. Wiadomo, że zdrowie jest w życiu najważniejsze.
J. Żuk: Od wielu lat gra pan w polskiej lidze. A w którym z klubów czuł się Pan najlepiej?
S. Szczygieł: Nie jest to proste pytanie. Wydaje się jednak, że był to jednak Rzeszów, gdyż tam właśnie grałem najdłużej i doskonale znałem to miasto. Jednakże nie ukrywam, że w Kędzierzynie również czuję się bardzo dobrze. Sam pochodzę z małej miejscowości - Strzyżowa, więc nie potrzeba mi do szczęścia jakiś centrów handlowych czy galerii, aby sobie zorganizować czas.
J. Żuk: W tym roku wygraliście dwa bardzo ważne, być może przełomowe spotkania z Resovią - Pana byłym klubem. Jak Pan podchodzi do takich spotkań?
S. Szczygieł: Wiadomo, że każdy ma sentyment do klubów, w których grał, zwłaszcza jeżeli jest to klub, gdzie się poznawało tajniki siatkówki i uczyło podstaw tego sportu. Takich rzeczy się nie zapomina. Poza tym wiadomo, że pozostaje tęsknota za miejscem dzieciństwa, a ponadto nigdy nie wiadomo, czy się nie wróci w to miejsce, stąd też trudno palić za sobą mosty. Z drugiej jednak strony każdy chce pokazać, że być może przydałby się danej drużynie, że za wcześnie z niego zrezygnowano - to zawsze wywołuje dodatkową motywację.
J. Żuk: Za nami już 11 kolejek ligi. Wasze wyniki świadczą o was bardzo dobrze. Co pozwala wam zwyciężać kolejne zespoły?
S. Szczygieł: Już wielokrotnie podkreślaliśmy, że tym chyba najważniejszym czynnikiem jest zespołowość. Wydaje się, że to jest właśnie nasza największa siła. Tak było i dzisiaj [rozmowa po meczu z Treflem - red.], gdy w trzecim secie przegrywaliśmy już siedmioma punktami, ale dzięki naszej wierze, wspólnym wysiłkiem zdołaliśmy odrobić straty i zwyciężyć.
J. Żuk: Czym zaskoczyło was Jastrzębie - wasz jedyny pogromca?
S. Szczygieł: Odpowiedź jest prosta: swoją dobrą grą. Naprawdę nie spodziewaliśmy się takiej ich dyspozycji. Wspaniale prezentował się zwłaszcza Samica, który zagrał tutaj w Kędzierzynie jak do tej pory swój najlepszy mecz w sezonie Jednakże z perspektywy czasu wiadomo było, że ta porażka musi przyjść. Dobrze, że mamy to już za sobą, bo z tą przegraną zeszło z nas ciśnienie. Już nikt nie wyczekuje naszej pierwszej porażki, my się jej nie musimy obawiać i możemy na luzie podchodzić do każdego spotkania.
J. Żuk: ZAKSA nie należy do najwyższych zespołów w PlusLidze. Mimo to czasami potraficie ustawić na siatce zaporę nie do przejścia dla rywali. Czy to wynik jakiejś specjalnej taktyki?
S. Szczygieł: Nie mamy jakieś recepty na wszystkich. Taktykę ustala się na każdego rywala oddzielnie. Tak jest z każdym elementem. Dzisiaj na przykład w zagrywce mieliśmy założenia, aby serwować tylko w Kocika. Czasami umawiamy się na pewne zagrania w odniesieniu do konkretnych ustawień. Trudno mówić o taktyce na cały sezon. Wracając jednak do bloku, to często tak jest, że wiele punktów przynosi właśnie ten element, który jest gdzieś ukryty, przed sezonem niedoceniany.
J. Żuk: To już Pana drugi sezon w Kędzierzynie. Przed rokiem wszedł Pan do składu zamiast Damiana Domonika, a i w tym roku, gdy trener Stelmach potrzebuje wzmocnić środek, to zawsze może na Pana liczyć. Jaka jest Pana recepta na sukces?
S. Szczygieł: Przed rokiem dano mi szansę, abym grał w tym zespole. Starałem się ją wykorzystać jak najlepiej i udało mi się wejść do pierwszej szóstki. W tym roku jest tak, że się z Wojtkiem wzajemnie uzupełniamy. Raz on gra więcej, raz ja - zależnie od dyspozycji danego dnia i potrzeb zespołu. A ja zwyczajnie staram się odwdzięczyć za to zaufanie, jakim obdarzono mnie, sprowadzając mnie do tej drużyny.
J. Żuk: Mimo długiej kariery wydaje się, że wciąż stara się Pan wzbogacać swój warsztat i coś poprawiać. Jaka jest Pana recepta na to, aby nie osiąść na laurach?
S. Szczygieł: Wydaje mi się to oczywiste, że człowiek chce się rozwijać i poprawiać swoje umiejętności. Ja zawsze staram się wziąć to, co najlepsze od moich kolegów z zespołu. W kolejnych klubach zawsze rozgrywający mi coś podpowiadali wskazywali, aby ta nasza współpraca układała się jak najlepiej. Tak jest i teraz z Michałem Masnym.
J. Żuk: Czy wierzy Pan, że jest możliwe powtórzenie wyników z pierwszej fazy rozgrywek w rundzie zasadniczej?
S. Szczygieł: Jasne, że tak. Wiadomo, że teraz zacznie się liczenie punktów i walka o miejsca w tabeli. Jednakże wierzę w to, że się uda.
J. Żuk: W najbliższym czasie czeka Was również Puchar Polski. Jakie plany macie na te rozgrywki?
S. Szczygieł: Sport polega na tym, że wychodzi się na parkiet po to, aby zwyciężać. My, jak każdy uczestnik, chcemy te rozgrywki wygrać. Na razie jednak przed nami pierwsza przeszkoda w drodze do triumfu. Zobaczymy, czy przyjdzie nam się zmierzyć z AZS-em Częstochowa czy Pamapolem Wieluń, choć pewnie większe szanse ma w tej parze wicemistrz Polski. Zależy nam na tych rozgrywkach, gdyż wygranie raptem kilu spotkań gwarantuje awans do Ligi Mistrzów. My jednak na razie koncentrujemy się na kolejnych spotkaniach w lidze, w kontekście których Puchar Polski jest dość odległą perspektywą.
|