Podsumowanie XVI kolejki PLS
27.02.2005 |
76 |
AKS Resovia Rzeszów |
Skra Bełchatów |
0 : 3 |
26.02.2005 |
77 |
Pamapol AZS Częstochowa |
KP Energia Sosnowiec |
3 : 0 |
26.02.2005 |
78 |
PZU AZS Olsztyn |
Mostostal Azoty Kędzierzyn |
3 : 1 |
26.02.2005 |
79 |
KS Jastrzębski Węgiel |
NKS Nysa |
3 : 0 |
26.02.2005 |
80 |
SK Górnik Radlin |
AZS Politechnika Warszawa |
3 : 1 |
Rozgrywki fazy zasadniczej Polskiej Ligi Siatkówki wkroczyły w decydującą fazę, jednak po szesnastu kolejkach wciąż otwarta pozostaje sprawa ósmego miejsca po sensacyjnym zwycięstwie Górnika Radlin nad Politechniką Warszawa i układ pierwszej trójki, choć tutaj zmiana kolejności pozostaje raczej w sferze naszych marzeń o zwycięstwie w dwóch ostatnich spotkaniach z Pamapolem lub Skrą. Wydaje się też, że Jastrzębski Węgiel obroni się na czwartej pozycji, ale matematycznie biorąc, tej lokaty też nie może być pewien. Jak więc widać, walka przed play-offami będzie trwała niemal do ostatniej kolejki, co na pewno dodaje emocji rozgrywkom i świadczy o wyrównaniu poziomu drużyn, szczególnie tych zajmujących miejsca od czwartego do szóstego.
W szesnastej kolejce najciekawiej zapowiadał się pojedynek pomiędzy PZU Olsztyn a Mostostalem Kędzierzyn. Dla obu zespołów miał on niebagatelne znaczenie: nasza drużyna wciąż miała szansę na walkę o czwartą lokatę w tabeli, a nasi przeciwnicy - w wypadku swojego zwycięstwa i korzystnym zbiegu okoliczności (porażki Pamapolu i Skry) - nadal mogliby zachować realną nadzieję na wyższą lokatę w tabeli. Ponadto nad tym meczem z pewnością ciążyło wspomnienie jesiennej gładkiej przegranej olsztynian w Kędzierzynie i chęć rehabilitacji miejscowych, osłabionych w tym meczu z powodu kontuzji dwóch reprezentantów Polski: Pawła Papke i Pawła Zagumnego, co z pewnością utrudniało im wykonanie zadania.
Jak się później okazało, ciężaru tego spotkania nie wytrzymały jednak oba zespoły, gdyż mimo oczekiwań kibiców obu drużyn nie był to ładny mecz, choć z pewnością nie zabrakło w nim emocji i walki. Jednak ilość prostych błędów po obu stronach siatki i wiele przypadkowych zagrań oraz feralny trzeci set w wykonaniu Mostostalu znacznie obniżyły siatkarską wartość tego widowiska.
Wszystko zaczęło się jednak po myśli naszego zespołu, który przystąpił do tego spotkania niezwykle zdeterminowany. Już przed pierwszą przerwą techniczną Mostostal uzyskał przewagę i przez cały niemal set kontrolował sytuację na parkiecie, grając skutecznie przede wszystkim blokiem. Gospodarze raz po raz popełniali niewymuszone błędy, będące skutkiem złego rozegrania Szyszki i kłopotów ze skończeniem akcji przez Śmigla i Ruciaka i oddawali nam w ten sposób wiele punktów za darmo. Dopiero pod koniec pierwszego seta przy naszej piłce setowej zdobyli cztery punkty z rzędu, ale przewaga Mostostalu była już tak duża, że nasi siatkarze nie pozwolili odebrać sobie zwycięstwa.
W drugim secie wprowadzony jeszcze w poprzedniej partii za Michała Ruciaka Mark Siebeck znacznie wzmocnił siłę ataku, poprawił skuteczność Krzysztof Śmigiel, a dodatkowo gospodarze wzmocnili zagrywkę, która zaczęła sprawiać coraz więcej kłopotów naszym przyjmującym. Jednak nawet te elementy nie wpłynęły na wypracowanie przewagi przez olsztynian. Dopiero w końcówce coś się zacięło w kędzierzyńskim zespole - znów dały o sobie znać problemy z pzryjeciem zagrywki i ten fakt wykorzystali siatkarze PZU, doprowadzając do wyrównania w tym meczu. Podłamani taką sytuacją goście zbyt łatwo oddali punkty na początku trzeciej partii, w której po naszej stronie było tyle chaosu, że można by nim obdzielić kilkanaście spotkań ligowych. Nie pomogły zmiany na przyjęciu i rozegraniu dokonane przez trenera Chudika: nie pomógł doświadczony Rafał Musielak wprowadzony za Olejniczaka i Michał Kozłowski, który zmienił Piotra Lipińskiego.
W pewnym momencie przewaga gospodarzy była wręcz druzgocąca, a ich zwycięstwo nieuchronne. Wypadało tylko czekać, że Mostostal przełamie się w czwartej partii, co wcale nie było to aż takie oczywiste. Na szczęście nasi zawodnicy otrząsnęli się z tego siatkarskiego nokautu, za co należą się im słowa uznania i czwarty set wyglądał już zupełnie inaczej. Mostostal od początku narzucił swój styl gry i gdyby nie zepsute seriami zagrywki, pewnie by doprowadził do tie-breaka. Jednak z trudem wywalczone punkty zbyt często były trwonione przez proste błędy naszych zawodników, co bez większego wysiłku ze strony siatkarzy trenera Rysia, dawało olsztynianom bezpieczna przewagę. Dramatyczna końcówka pokazała jednak, że przy odrobinie konsekwencji nasza drużyna mogła pokusić się o wywiezienie z Olsztyna nawet dwóch punktów. Jednak przy stanie 25:25 nadzieje sympatyków "Mosto" rozwiał Wojciech Grzyb, który najpierw zdobył punkt atakiem ze środka, a później popisał się asem serwisowym.
Szkoda tego meczu, bo gospodarze w tym dniu byli do ogrania. Szkoda wrażenia po trzecim secie i straconych w taki sposób punktów. Nie można odmówić naszym zawodnikom woli walki i ambicji, choć dziwi, że polegli w tych elementach, które do tej pory były naszym atutem. Myślę, że przegrywając ten mecz, zapłacili frycowe za brak doświadczenia. Tak bardzo chcieli wygrać, że zapomnieli, iż to gospodarze grają pod presją i to oni powinni czuć za sobą oddech przeciwnika. Tym bardziej jest mi szkoda, bo taka porażka boli najbardziej, kiedy "emocje żądzą grą" właśnie wtedy, gdy cel jest na wyciągnięcie ręki.
Nie było oczekiwanej przez nas niespodzianki w Olsztynie, natomiast w Rybniku siatkarze Górnika Radlin sprawili swoim kibicom i sobie bardzo miły prezent, wygrywając 3:1 z Politechniką Warszawa i w ten sposób przedłużając nadzieje na pozostanie w lidze i walkę w play-offach. Wynik ten najbardziej zasmucił z pewnością podopiecznych Jana Sucha, którzy teraz swoją szansę na wywalczenie ósmej pozycji będą musieli szukać wyjazdowym meczu w Rybniku lub w wypadku przegranej - w ostatnim nerwowym pojedynku z Energią, po którym o awansie do fazy play-off mogą decydować nawet sety.
Górnicy przystąpili do tego spotkania bardzo skoncentrowani i ich zwycięstwo nad Politechniką potwierdziło, że jest to zespół nieobliczalny i mimo pewnych braków i niewielkiego doświadczenia, zdolny do dobrej gry, co już udowodnili w przegranym meczu z Mostostalem i zwycięskim spotkaniu z AZS-em Nysa. Warszawianie w rundzie rewanżowej grają bardzo nierówno i do porażki z Resovią Rzeszów tydzień temu dołożyli kolejną - z Górnikiem Radlin. Tym razem również nie byli w stanie przeciwstawić gospodarzom żadnych argumentów siatkarskich, którymi mogliby rozstrzygnąć ten mecz na swoja korzyść.
W pierwszym secie gospodarze na samym początku uzyskali prowadzenie i mimo nerwowej końcówki seta zdołali je "dowieźć do końca". To, co z pewnością mogło zaskoczyć gości, to bardzo dobra zagrywka, którą skutecznie Radlin odrzucił Politechnikę od siatki, a także blok, przez który atakujący "Inżynierów" w żaden sposób nie potrafili się przebić, co było zasługą równie rosłych jak młodych: Domonika, Grygiela i Szabelskiego. W drugim secie gospodarze nadal bardzo dobrze grali blokiem, ale zupełnie zawiodło przyjęcie i ten fakt pozwolił warszawianom na uzyskanie przewagi i zwycięstwo w tej partii. Było to jednak wszystko, czego mogli dokonać w tym pojedynku podopieczni trenera Felczaka. W kolejnym secie wzmocnienie przyjęcia przez wprowadzenie na parkiet Lisieckiego sprawiło, że goście nie robili już takiego zamieszania swoją zagrywką, a gospodarze z każda piłką budowali przewagę.
Podobnie przebiegała też ostatnia partia, w której kilkupunktowa przewaga podopiecznych trenera Brzezinki wystarczyła do ostatecznego zwycięstwa.
Radlin wygrał to spotkanie zupełnie zasłużenie, gdyż we wszystkich elementach gry prezentował się lepiej i poza drugim setem skutecznie radził sobie z atakami gości, którzy sprawiali wrażenie, jakby nagle ktoś pozbawił ich siły ognia. Zastanawiające jest, że kreowana do niedawna na kandydata do walki o pierwszą czwórkę Politechnika ni stąd ni zowąd straciła to wszystko, czym do tej pory imponowała: obronę, zagrywkę i atak i z dawnych walorów pozostało już tak niewiele.
Najbardziej zainteresowani wynikiem meczu w Rybniku siatkarze Resovii nie poradzili sobie ze Skrą Bełchatów, mimo dopingu kilkutysięcznej widowni zgromadzonej w hali "Podpromie", fantastycznie zagrzewającej swoich ulubieńców do walki. Osłabieni przez kontuzję Siergieja Żywołożnego gospodarze tylko chwilami potrafili nawiązać równorzędna walkę, ulegając jednak w końcówkach każdego z trzech setów. Najjaśniejszym punktem zespołu gospodarzy był z pewnością Tomasz Józefacki, na którym ciążył obowiązek zdobywania punktów ze skrzydeł wobec kontuzji ręki Siergieja. Przyznać trzeba, że ten fakt ułatwił znacznie grę obronną podopiecznych Ireneusz Mazura, którzy, zorientowawszy się, że przyjmujący rzeszowian jest praktycznie wyłączony z ataku, ustawiali niemal w ciemno blok na Józefackiego, który mimo tej zapory kończył wiele piłek.
Siatkarsko zawodnicy Resovii prowadzili w miarę wyrównany pojedynek ze Skrą w pierwszym secie, ale zbyt duża ilość błędów ( 10) niweczyła wszelkie starania o nawiązanie równorzędnej walki. Najbardziej wyrównana była jednak druga partia, w której do stanu 10:10 gospodarze grali ze Skrą jak równy z równym. Było to wynikiem bardzo dobrej postawy Józefackiego i Szczygła oraz mniejszej ilości błędów. Jednak zmiana dokonana przez Ireneusza Mazura - Milczarka zmienił Michał Chadała - wzmocniła skuteczność gospodarzy i dwa punkty zdobyte w końcówce spotkania przez "Miśka" wyprowadziły gości na prowadzenie, które przypieczętował Radosław Wnuk. W trzecim secie dominacja bełchatowian była już miażdżąca. W pewnej chwili goście prowadzili już nawet 8:17. Gospodarze zatracili skuteczność z poprzedniej partii, znów w ich szeregi wkradła się nerwowość, czego wynikiem były liczne błędy w ataku.
Zmęczenie Józefackiego, który był niemal jedynym egzekutorem w drużynie gospodarzy, sprawiło, że znacznie zmalała siła ognia rzeszowian, którzy przegrali tę partię 17:25. Z pewnością siatkarze Resovii zasłużyli na słowa uznania za ambicję i wolę walki, jednak były to argumenty wystarczające na nawiązanie równorzędnej walki tylko w jednym secie. Teraz przyjdzie im czekać na decydujący pojedynek z Górnikiem Radlin w XVII kolejce. Z pewnością nie wystąpią w nim jako zdecydowany faworyt konfrontacji z rywalem, który pod koniec sezonu "złapał wiatr w żagle".
Osłabiony brakiem kontuzjowanych zawodników: Marcina Wiki i Jose Rivery zespół Igora Prieloznego nie pozostawił żadnych złudzeń "Akademikom" z Nysy i po porażce w Kędzierzynie tym razem pewnie zwyciężył gości, umacniając się na czwartej pozycji, którą, jak wiele wskazuje, powinien utrzymać do końca, bo nawet w wypadku porażki w wyjazdowym meczu z grającą słabo Politechniką, w ostatnim - spotka się u siebie z górnikami z Radlina. Jednak to, co wystarczyło na Nysę, może się okazać niewystarczające w konfrontacji z bardziej wymagającym przeciwnikiem, zwłaszcza, że kontuzji w tym meczu doznał drugi Portorykańczyk. Mistrzowie Polski wykorzystali w tym spotkaniu wszystkie swoje atuty, a więc solidny blok w wykonaniu Plińskiego i Terleckiego, a później Nowaka, którzy stanowili barierę nie do pokonania, oraz odrzucającą zagrywkę, z która nysanie nie potrafili sobie poradzić.
We wszystkich trzech setach spokojnie kontrolując grę, ani na chwilę nie dali wyrwać sobie prowadzenia, choć niepokojące jest, że nadal popełniali zbyt dużo błędów własnych, które tydzień temu w Kędzierzynie kosztowały ich utratę trzech punktów. Co prawda Pilarz, grający przez cały mecz, sprawiał lepsze wrażenie niż chimeryczny Pawel Chudik, ale i jemu zdarzały się nieporozumienia z atakującymi, czego, niestety, nie potrafili wykorzystać siatkarze z Nysy.
Podobne kłopoty kadrowe jak mistrzowie Polski mieli w sobotę podopieczni trenera Kardasa, którzy nie ugrali nawet jednego seta na parkiecie lidera rozgrywek. Do Częstochowy nie przyjechało aż trzech zawodników: Bartek Soroka, Zbigniew Bartman i Rafał Cimochowski, co całkowicie odebrało szkoleniowcowi Energii możliwość jakiegoś manewru. Mecz z pozoru był wyrównany, choć w całym spotkaniu dominowali i kontrolowali wynik częstochowianie, wspierani przez dwa tysiące kibiców. Co prawda sosnowiczanie nie składali broni i w pierwszym secie doprowadzili do nerwowej końcówki, a w drugim prowadzili nawet do stanu 18:17, jednak ostatnie piłki w obu wypadkach należały do gospodarzy, którzy wykorzystali błędy przyjezdnych. Trzecia partia przebiegała już pod dyktando Pamapolu, który od początku utrzymywał bezpieczny dystans do rywala. Trener Skorek miał więc okazję,
aby wprowadzić do gry Jakuba Oczko, Bartka Gawryszewkiego i Adriana Patuchę, którzy z powodzeniem zastąpili swoich kolegów z podstawowej szóstki. Szczególnie podobać mógł się ten ostatni, który zmienił powracającego do zdrowia Grzegorz Szymanskiego i bardzo dobrze zaprezentował się na pozycji atakującego. Jedynym mankamentem Pamapolu była niecelna zagrywka, w czym brylował "lider tej niechlubnej klasyfikacji" - Marcin Kudłacik.
Za tydzień najprawdopodobniej rozstrzygną się losy ósmego miejsca w bezpośrednim pojedynku radlinian z Resovią Rzeszów. Dość ciekawie zapowiada się również spotkanie w Warszawie, w którym może się już wyjaśnić sprawa czwartej lokaty. W obu meczach trudno wskazać zdecydowanego faworyta. W pozostałych spotkaniach teoretycznie powinni zwyciężyć faworyzowani liderzy, ale my zapraszamy na mecz kolejki do Kędierzyna i liczymy, że tradycyjnie pojedynek Mostostalu i Pamapolu dostarczy kibicom wielu emocji, a nasz zespół wykorzysta atut własnej hali i sprawi swoim sympatykom miłą niespodziankę.
Autor: Janusz Żuk
Msc. |
Nazwa drużyny |
Liczba meczów |
Liczba punktów |
Sety wygrane |
Sety przegrane |
1. |
Pamapol AZS |
16 |
40 |
43 |
13 |
2. |
Skra Bełchatów |
16 |
39 |
43 |
15 |
3. |
PZU AZS Olsztyn |
16 |
37 |
41 |
20 |
4. |
Jastrzębski Węgiel |
16 |
27 |
32 |
24 |
5. |
Mostostal Azoty |
16 |
24 |
32 |
30 |
6. |
AZS Politechnika |
16 |
23 |
30 |
33 |
7. |
Energia Sosnowiec |
16 |
20 |
28 |
35 |
8. |
Resovia Rzeszów |
16 |
13 |
18 |
39 |
9. |
Górnik Radlin |
16 |
13 |
15 |
40 |
10. |
AZS Nysa |
16 |
4 |
13 |
46 |
|