Podsumowanie V kolejki PLS
Mecz pomiędzy Mostostalem - Azoty Kędzierzyn - Koźle a BOT-em Skrą Bełchatów bezdyskusyjnie był ozdobą piątej kolejki rozgrywek PLS-u, częściowo na skutek zmian w terminarzu rozgrywek (przełożone spotkanie pomiędzy Jastrzębskim Węglem a PZU Olsztyn), a po części dlatego, że było to spotkanie lidera z wiceliderem rozgrywek po czterech kolejkach. Jeśli do tego dodamy, że był to również pierwszy mecz podopiecznych Wojciecha Drzyzgi z jednym z czterech zespołów kandydujących do złota i to od razu - jednocześnie z obrońcą tytułu i drużyną, która w tych rozgrywkach nie zaznała jeszcze goryczy porażki - to trudno się dziwić, że przyciągnął on uwagę mediów i wzbudził zainteresowanie kibiców nie tylko obu zespołów, a komentarze i reakcje po tym spotkaniu były i są tak bardzo żywe.
"Nie przegraliśmy tego spotkania w szatni, jak wiele innych zespołów" - Tak skomentował występ swojej drużyny trener Wojciech Drzyzga i chyba ta wypowiedź najlepiej oddaje atmosferę panującą tego dnia w hali i na parkiecie, a była to atmosfera walki, którą wygrał zespół o parę piłek lepszy - jak powiedział trener Ireneusz Mazur. Bo też żadna drużyna w tym sezonie nie była tak blisko urwania choćby jednego małego punktu siatkarzom z Bełchatowa, jak Mostostal, który w tym meczu niestety zapłacił przysłowiowe frycowe za brak doświadczenia i ogrania. Dwa pierwsze sety z pewnością były najlepszym występem naszych siatkarzy w tych rozgrywkach, a fakt, że przez większą część meczu nasi zawodnicy prowadzili równorzędną walkę z rywalem, wyprzedzając go o mały krok, pokazał nie tylko waleczność młodych siatkarzy z Kędzierzyna, ale przede wszystkim ich ogromny potencjał, na którym z powodzeniem można budować przyszłość tego zespołu.
I chociaż szkoda przegranego meczu po dobrej grze, jedno jest pewne - zwycięstwo siatkarzy Skry nie przyszło temu zespołowi łatwo, a porażka po walce ujmy nikomu nie przynosi, zwłaszcza, że była ona wkalkulowana w bilans zysków i strat tego sezonu i tej rundy. "Tego meczu nie wolno rozpatrywać bowiem przez pryzmat trzeciego seta" - mówił zbudowany postawą Mostostalu trener Mazur, który już przed tym meczem przestrzegał przed nadmiernym optymizmem w szeregach kibiców swojego zespołu. Jeśli była to wówczas tylko kurtuazja, to rzeczywistość potwierdziła obawy szkoleniowca mistrzów Polski, bo od sprawienia niespodzianki Mostostalowcy byli naprawdę blisko.
Nie doszło do megasensacji w Kędzierzynie, ale pewną niespodziankę, co prawda znacznie mniejszego kalibru, sprawili siatkarze Gwardii Wrocław w wyjazdowym meczu z Wózkami BT Warszawa. Już po przegranym meczu z Mostostalem trener Jacek Grabowski zapowiadał pierwsze punkty wywalczone przez jego zespół w kolejnym meczu i słowa dotrzymał, a niewiele brakowało, a dorobek wrocławian byłby pokaźniejszy. Na przeszkodzie stanął bardzo skuteczny tego dnia Radosław Rybak i wspierający go Konrad Małecki, którzy w trzeciej partii poderwali swój zespół do walki i poprowadzili do wygranego wysoko seta, który przedłużył nadzieję na tie-break, choć goście rozsmakowani w zwycięstwie w dwóch pierwszych partiach, nie utrudniali warszawianom tego zadania w dwóch kolejnych. W sumie gwardzistom udało się wywieźć z Warszawy pierwsze punkty w tegorocznych rozgrywkach, a podopieczni Krzysztofa Felczaka po cichu mogli się cieszyć,
że ich niefrasobliwość w grze tylko tak została ukarana. W zespole gości bardzo dobrą partię rozegrali obaj środkowi i powracający do gry Maciej Zając. O postawie stołecznych najlepiej świadczą słowa Konrada Małeckiego po meczu: "Przegraliśmy na własne życzenie. Graliśmy bardzo słabo przez dwa sety. Przykro było na naszą grę patrzeć.Za niektóre błędy jest mi naprawdę wstyd".
W Rzeszowie podopieczni Jana Sucha wreszcie przełamali własną niemoc i zainkasowali pełną pulę po emocjonującym meczu ze Energią Sosnowiec, chociaż po pierwszym secie zanosiło się na kolejną niemiłą niespodziankę w wykonaniu Resovii, a walka o pełne zwycięstwo trwała do ostatniej piłki, którą dość szczęśliwie zakończyli gospodarze po emocjonującej końcówce. Tak jak w poprzednich meczach rzeszowianie fragmenty dobrej gry przeplatali słabszymi i stąd przegrana w pierwszym secie, i dramatyczna końcówka w czwartym, kiedy to podopieczni Mariana Kardasa o mały włos byli od zwycięstwa. Wszystko skończyło się jednak dobrze dla gospodarzy, w czym niemałą zasługę miał powracający do gry po miesięcznej przerwie Grzegorz Pilarz i najlepszy na boisku Tomasz Józefacki, a także ostoja perfekcyjnego przyjęcia - Duszan Kubica. Pięta Achillesową gości było tym razem przyjęcie zagrywki, z którą nie radzili sobie ani doświadczony Legień,
ani Jakub Łomacz, nie mówiąc już o młodym libero Adrianie Stańczaku. Trzy punkty wywalczone na własnym parkiecie z Energią wzbogaciły skromny dorobek podopiecznych Jana Sucha, którzy teraz kolejnej szansy na powiększenie swojego konta będą szukali we Wrocławiu, gdzie czeka już na nich podbudowana zwycięstwem Gwardia.
W meczu rozegranym awansem siatkarze drugiego beniaminka postawili bardzo trudne warunki brązowym medalistom poprzedniego sezonu i byli o krok od sprawienia sporej niespodzianki. Po przegranym gładko i wysoko pierwszym secie, w drugim goście poprawili jakość przyjęcia i to wystarczyło, aby nawiązać równorzędny pojedynek z utytułowanym rywalem, czego konsekwencją było zwycięstwo w tym secie. Sławomir Gerymski przy dobrym nagraniu piłki mógł rozgrywać bardziej kombinacyjnie, a ponieważ gospodarze wyraźnie usiedli po gładko wygranej partii, bardzo prędko przekonali się, że żadnego przeciwnika nie wolno lekceważyć. O wielkim szczęściu siatkarze Wkret-Metu mogli jednak mówić dopiero w czwartym, jak później się okazało, ostatnim secie tego spotkania, w którym goście wyraźnie zapragnęli pokrzyżować szyki gospodarzom i byli blisko od zrealizowania swojego zamiaru.
Tylko większemu doświadczeniu podopieczni Edwarda Skorka mogą więc zawdzięczać, że po emocjonującej końcówce zachowali czyste konto i powiększyli dotychczasowy dorobek punktowy o trzy, jakże ważne punkty. Punktowa zdobycz z pewnością cieszy kibiców z Częstochowy, ale postawa zawodników nie wzbudza już takiego entuzjazmu, stąd szkoleniowcy Wkręt - Metu już w tym spotkaniu szukali innego ustawienia zespołu, wpuszczając w wyjściowej szóstce Jakuba Oczkę i Bartosza Gawryszewskiego. Czy powiódł się ten zabieg, ocenili już na pewno szkoleniowcy, ale jak powiedział po meczu Brook Bilings, do dyspozycji jego zespołu z poprzedniego sezonu jeszcze droga daleka.
Ostatnie, piąte spotkanie pomiędzy Jastrzębskim Węglem a PZU Olsztyn rozegrane zostanie 24 listopada i zamknie bilans tej ciekawej kolejki, w której o zwycięstwach poszczególnych zespołów zadecydowały drobne niuanse, a kibice do końca nie mogli być pewni wyniku. Liga nam się rozkręca na dobre i wiele może się jeszcze zdarzyć, zwłaszcza, że zacięta walka toczy się o każde miejsce w tabeli i z każdym meczem nawet potencjalni spadkowicze grają coraz lepiej, a to tylko świadczy o tym, że czeka nas niezwykle emocjonujący sezon, o czym fachowcy mówili już wcześniej.
Autor: Janusz Żuk
Msc. |
Nazwa drużyny |
Liczba meczów |
Liczba punktów |
Sety wygrane |
Sety przegrane |
1. |
Skra Bełchatów |
5 |
15 |
15 |
1 |
2. |
Mostostal |
5 |
10 |
11 |
8 |
3. |
PZU AZS Olsztyn |
4 |
9 |
9 |
3 |
4. |
Jastrzębski W. |
4 |
9 |
9 |
4 |
5. |
AZS Częstochowa |
5 |
9 |
10 |
7 |
6. |
Resovia Rzeszów |
5 |
6 |
10 |
12 |
7. |
AZS Politechnika |
5 |
6 |
8 |
12 |
8. |
Energia Sosnowiec |
5 |
3 |
5 |
10 |
9. |
Joker Piła |
5 |
3 |
5 |
13 |
10. |
Gwardia Wrocław |
5 |
2 |
4 |
14 |
|