Podsumowanie XIV kolejki PLS
Prawdziwej uczty siatkarskiej spodziewali się kibice na meczu w Olsztynie kończącym XIV kolejkę PLS i nie zawiedli się, z tą tylko różnicą, że popis gry i lekcję siatkówki dali swoim rywalom podopieczni Ryszarda Boska, którzy w dwóch pierwszych partiach dosłownie zdeklasowali swoich utytułowanych przeciwników. Już w ubiegłotygodniowym meczu z mistrzami Polski jastrzębianie pokazali, że zmiana szkoleniowca wyszła im na dobre i po wpadce w Rzeszowie i nie najlepszym spotkaniu we Wrocławiu zademonstrowali bardzo wysoką formę. Wszyscy sympatycy siatkówki byli więc niezmiernie ciekawi, czy mecz w Bełchatowie był tylko jednorazowym przebłyskiem wysokiej dyspozycji, czy też sygnałem zmiany, jaka dokonała się w tym zespole. Po pierwszych piłkach w hali Urania nie było już żadnych wątpliwości - Grzegorz Szymański, Przemysław Michalczyk i Plamen Konstantinov,
a przede wszystkim Jakub Bednaruk przyjechali do Olsztyna po zwycięstwo i zamierzali je zdobyć w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości. Mocna zagrywka, szczelny blok i skuteczny atak, a także niezwykła czujność w linii obrony okazały się wystarczającą bronią przeciw olsztynianom, którzy mieli tego dnia problem nie tylko ze znakomicie grającym przeciwnikiem, ale również, a może przede wszystkim - z własną grą. Nie od dziś wiadomo, że Piotrek Gruszka mistrzem w przyjęciu nie jest i właśnie ten fakt postanowili wykorzystać jastrzębianie, wytrącając z ręki wszystkie atuty gospodarzy, którzy nie byli tego dnia w stanie wyprowadzić skutecznych akcji z niedokładnie dogranych piłek, a tym bardziej uruchomić najmocniejszej swojej broni, jaką jest środek. Raz po raz Michał Bąkiewicz, Mark Siebeck czy Paweł Papke nadziewali się więc na racę blokujących albo trafiali w aut, chcąc za wszelka cenę uniknąć spotkania z blokiem rywala, co z każdą niemal piłką zwiększało pewność zespołu gości, który miał ten luksus,
że bardzo często mógł swoje ataki kończyć na pojedynczym albo lotnym bloku dzięki szybkim i precyzyjnym podaniom Kuby Brdnaruka. Dopiero w trzeciej partii gospodarze poprawili przyjęcie, a ciężar gry w ataku wziął na siebie Paweł Papke, na środku za Wojciecha Grzyba pojawił się Marcin Możdżonek i gra się nieco wyrównała, chociaż trzeba przyznać, że był to również skutek kontuzji barku Przemka Michalczyka. W rezultacie goście nie dali sobie odebrać zwycięstwa w tej partii i bez starty seta opuścili Warmię, pozostawiając gospodarzy z tym samym problemem, jaki ciągnie się za nimi już od dłuższego czasu.
Jeszcze większą niespodziankę mogli w sobotę sprawić siatkarze Mostostalu, ale skończyło się na rozbudzonej w pierwszym secie nadziei na dobry wynik, bo w sumie Skra po dwóch porażkach odniosła zwycięstwo i tym dość szczęśliwym dla siebie rezultatem wyprzedziła częstochowian, którzy jednak mają jedno zaległe spotkanie na własnym parkiecie. Podopieczni Wojciecha Drzyzgi jeszcze raz pokazali, że w siatkówkę to oni z pewnością grać potrafią i mogą nawiązać równorzędną walkę ze wszystkimi, a w zespole drzemią ogromne możliwości, ale jakoś nie chcą uwierzyć w swoją wartość w takim stopniu, aby ten fakt przełożyć na punkty. Kiedy na tablicy widniał wynik 8:13 dla gości, wydawało się, że nic nie odbierze Mostostalowi zwycięstwa, przynajmniej w tej partii, zwłaszcza, że podopiecznym Ireneusza Mazura wyraźnie zaglądało w oczy widmo kolejnej porażki i w szeregach mistrzów Polski zaczęło się robić nerwowo.
Później wypadki potoczyły się bardzo szybko: kilka błędów własnych po naszej stronie, nerwowa końcówka i przegrany set. Jak w złym śnie podobny przebieg miała druga partia - również przegrana, bo w trzeciej - losy meczu wydawały się już przesądzone. Ostateczny wynik nie oddaje z pewnością tego, co działo się na parkiecie i ośmielę się stwierdzić, że to nie Skra wygrała spotkanie z Mostostalem, ale nasi siatkarze przegrali mecz. Dla podopiecznych Ireneusza Mazura sobotnie zwycięstwo miało kapitalne znaczenie przed Pucharami i kolejnymi meczami w PLS, bo nawet w wypadku zwycięstwa Wkret-Metu w zaległym meczu z Olsztynem pozwoli zachować pierwszą lokatę. Nas ta przegrana zepchnęła na szósta pozycję i to jest właśnie wymierny wynik nie wykorzystanej szansy, choć tak naprawdę punkty straciliśmy przede wszystkim w Sosnowcu i w Kędzierzynie w pojedynku z Wrocławiem, bo przecież nie byliśmy faworytami tego meczu i nie możemy być zaskoczeni jego wynikiem, nawet, jeśli po pierwszych piłkach byliśmy niemal pewni,
że w Bełchatowie Mostostal "coś ugra". Zwycięstwo ze Skrą w jej własnej hali, które moim zdaniem było w zasięgu ręki, mimo wszystko należałoby przecież rozpatrywać jako niespodziankę i dlatego należy się cieszyć z dobrej gry zespołu w przeważającej części pierwszego i drugiego seta, bo świadczy to o tym, że po wyeliminowaniu prostych i niewymuszonych przez rywala błędów, już niedługo wynik podobnego meczu może być diametralnie inny, choć nic nie zmieni opinii, że w Bełchatowie przegraliśmy na własne życzenie.
Przed Mostostalem trzy bardzo ważne mecze na własnym parkiecie z czołówką ligi i może tym razem nasi siatkarze do końca zagrają tak, jak w pierwszej części dwóch pierwszych setów w Bełchatowie i jednak wrócą na piąta lokatę przed fazą play-off, co jest bardzo trudnym zadaniem, lecz nie niemożliwym.
Kontynuuje dobrą passę zapoczątkowaną zwycięstwem nad Jastrzębskim Węglem Resovia Rzeszów, która tym razem wywiozła komplet punktów z Sosnowca, gdzie podopieczni Radosława Panasa toczą wciąż walkę o byt w PLS-ie i niestety, coraz bardziej umacniają się na ostatnim miejscu w tabeli. Wynik tego spotkania mógłby sugerować łatwe zwycięstwo podopiecznych Jana Sucha, ale rzeczywistość była zupełnie inna, bo młodzi sosnowiczanie postawili trudne warunki gościom, szczególnie w trzecim secie i tylko swemu doświadczeniu zawdzięczają oni komplet punktów. Nie po raz pierwszy w tym sezonie zawodnicy Energii bardzo dobre fragmenty gry przeplatali serią błędów w końcówkach, co jest wynikiem braku doświadczenia i ogrania niektórych zawodników, a szczególnie rozgrywającego. Ogromna ambicja nie może stanowić mimo wszystko przeciwwagi dla rywali grających tak solidną siatkówkę,
jak to czyni zespół z Rzeszowa, w którym może nie ma gwiazd, ale wszyscy zawodnicy prezentują bardzo wyrównany i solidny poziom. Przed zespołem Energii teraz bardzo ważne mecze z Jokerem i Gwardią i tylko komplet punktów w tych spotkaniach daje cień szansy na play-offy. Mimo to podopieczni Radosława Panasa zapowiadają walkę do końca, a znając ich ambicję i wolę walki - słowa dotrzymają.
Wrocławska Gwardia nie powtórzyła tym razem wyniku z Kędzierzyna i choć zdobyła kolejny mały punkt przybliżający ten zespół do "ósemki", musiała pogodzić się z porażką na własnym parkiecie. Gwardziści tym razem nie wykorzystali swojego największego atutu, jakim jest blok, a i Wojciech Szczurowski nie prezentował już takiej dyspozycji jak w meczu z Mostostalem, zwłaszcza, że na nim opierał się ciężar przyjęcia taktycznej zagrywki rywala. Wystarczyła więc bardzo dobra gra Radka Rybaka (23 punkty), aby goście zrewanżowali się za porażkę w Warszawie. Kiedy siatkarze Gwardii na moment przypominali sobie o swoim najmocniejszym atucie, zmieniał się obraz gry, a ataki Małeckiego i Szulca nie były już tak skuteczne, ale takie momenty trwały zbyt krótko, by myśleć o zwycięstwie, zwłaszcza, że swoją zagrywką gospodarze też nie robili większej szkody rywalom i nie utrudniali gościom wyprowadzenia ataku.
Przy nie najlepszym przyjęciu zagrywki Pawel Chudik nie potrafił zgubić czujnego bloku gości, który bardzo często podbijał anemiczne ataki Gulczyńskiego czy Poskrobki. Czy dobra gra w Kędzierzynie była tylko chwilowym przebłyskiem formy? Czy wrocławianie jeszcze raz wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności? Walka o punkty będzie trwała do końca, a wszystko rozstrzygnie się w spotkaniach pomiędzy samymi zainteresowanymi, gdyż wrocławian czekają jeszcze mecze z Energią i Jokerem, a i w Rzeszowie mogą sprawić jakąś niespodziankę.
Częstochowianie natomiast odnieśli pewne i w pełni zasłużone zwycięstwo nad zespołem Jokera, który tylko w trzecim secie nawiązał równorzędny pojedynek z podopiecznymi Edwarda Skorka. Nieobecność Owczarskiego i Nowika w składzie gospodarzy miała jakiś wpływ na postawę podopiecznych Dariusza Luksa, ale wydaje się, że bez względu na ten fakt, goście nie mieliby większego problemu z pokonaniem beniaminka. W zespole z Częstochowy znów bardzo dobrą partię rozegrali trzej Amerykanie, a zwłaszcza niezawodny na środku Phil Eatherton, a Jakub Oczko bez zarzutu kierował grą kolegów w ataku. O ile w tym meczu niespodzianki nie było, bo być nie mogło, to już w czwartek czeka podopiecznych Edwarda Skorka kolejny trudny egzamin - mecz z PZU Olsztyn i choć częstochowianie są faworytami tego meczu, a ich ewentualne zwycięstwo zrówna ich punktowo z przewodząca w lidze Skrą,
to z pewnością spotkanie to będzie znacznie trudniejszym sprawdzianem formy zespołu. PZU Olsztyn mimo porażek ze Skrą i Jastrzębskim Węglem nie przestał myśleć o mistrzostwie Polski i chociaż trudno będzie mu odrobić dystans do pierwszej trójki przed play-offami, jak powietrza potrzebuje jakiegoś spektakularnego zwycięstwa i punktów, które przy dobrym układzie pozwolą opuścić czwartą, najbardziej niewygodną pozycję. W Olsztynie trener Wspaniały zapowiada zmiany, czy pomogą one uporządkować grę zespołu z ogromnym skądinąd potencjałem?
Emocje będą więc zapewnione niemal do ostatniej kolejki, a walka o miejsca 1-3 i 7-8 jeszcze się nie rozstrzygnęła.
Autor: Janusz Żuk
Msc. |
Nazwa drużyny |
Liczba meczów |
Liczba punktów |
Sety wygrane |
Sety przegrane |
1. |
Skra Bełchatów |
14 |
36 |
37 |
9 |
2. |
AZS Częstochowa |
13 |
33 |
34 |
9 |
3. |
Jastrzębski W. |
14 |
32 |
34 |
14 |
4. |
PZU AZS Olsztyn |
13 |
26 |
29 |
16 |
5. |
Resovia Rzeszów |
14 |
22 |
27 |
26 |
6. |
Mostostal |
14 |
19 |
25 |
29 |
7. |
AZS Politechnika |
14 |
17 |
22 |
33 |
8. |
Joker Piła |
14 |
9 |
14 |
36 |
9. |
Gwardia Wrocław |
14 |
8 |
15 |
38 |
10. |
Energia Sosnowiec |
14 |
5 |
12 |
39 |
|