XI kolejka PLS
Jedenasta kolejka PLS uwagę kibiców kierowała do Olsztyna, gdzie spotykały się dwie najlepsze drużyny poprzedniego sezonu. Po dobrych występach podopiecznych Igora Prielożnego w Lidze Mistrzów spodziewano się w sobotę stojącego na bardzo wysokim poziomie spotkania, a niektórzy wróżyli nawet niespodziankę w postaci zwycięstwa gości. Co prawda, za gospodarzami przemawiała własna hala, niezakłócony tygodniowy cykl treningowy i zmęczenie mistrzów Polski występami w Pucharach oraz podróżami, ale zauważano też, że goście z meczu na mecz prezentują coraz lepszą dyspozycję i wszelkimi siłami będą próbowali zmniejszyć dystans do czołówki, która uciekła im na początku rozgrywek. Nikt jednak nie liczył,
że na pierwszy plan medialnych doniesień wysunie się inne spotkanie, zwłaszcza, że przewaga Skry Bełchatów w meczu rozgrywanym we własnej hali z Politechniką Warszawa - przeżywającą od końcówki pierwszej rundy "zadyszkę" - wydawała się bezsporna, a goście tydzień wcześniej niczym się nie wyróżniali w meczu z Pamapolem. Okazało się jednak, że w sporcie nie ma stuprocentowych faworytów i w obu spotkaniach to goście wyjeżdżali z tarczą.
Zarówno w Olsztynie jak i w Belchatowie pierwszy set nie zapowiadał emocji. W obu pewnie zwyciężali gospodarze, potwierdzając, że poważnie myślą o zwycięstwie i zechcą to jak najszybciej udowodnić. Jednak już w następnych partiach to przyjezdni, nie zrażeni tą porażką, dominowali na parkiecie i to oni dyktowali warunki gry. Co było tego przyczyną, trudno powiedzieć, ale "przebudzenie" gości na pewno częściowo było wynikiem ich umiejętności i woli walki, ale po części skutkiem "uspokojenia nastrojów" w drużynach gospodarzy, które za szybko uwierzyły, że zwycięstwo jest już tylko kwestią czasu.
W Olsztynie goście poprawili zagrywkę, postawili szczelny blok i zaczęli dobrze grać w obronie. Bardzo prędko okazało się więc, że ani jakość przyjęcia, ani siła ataku nie są w tym meczu atutami Akademików. Podopieczni Igora Prielożnego wygrali dwa kolejne sety i sensacja albo co najmniej niespodzianka wisiała w powietrzu. Wszak w hali w Olsztynie w tym sezonie PZU przegrał tylko raz, ale po pięciosetowym pojedynku, a tu pachniało większą porażką. Kolejny set, jak to często w siatkówce bywa, znów rozegrał się pod dyktando gospodarzy. Jastrzębianom we znaki dało się chyba zmęczenie, bo blok, który był najmocniejszą bronią mistrzów Polski, zatracił swoja skuteczność, zagrywka nie sprawiała już takich kłopotów przyjmującym AZS-u, a ataki Michalczyka i Portorykańczyków nie przynosiły już seryjnie punktów. Kiedy wydawało się, że olsztynianie przełamali kryzys,
a goście nie podniosą się po porażce w czwartym secie i stracie czterech punktów na początku tie-breaka, gospodarze jakby nigdy nic pozwolili jastrzębianom na wyrównanie i powrót do gry i mimo aż trzech piłek setowych na swoja korzyść przegrali decydującego seta i cały mecz.
W Bełchatowie porażka gospodarzy w drugim secie wynikała przede wszystkim z "grzechu zaniechania". Liderzy rozgrywek pozwolili bowiem rozegrać się siatkarzom Politechniki, którzy uwierzyli, że ani diabeł nie jest taki straszny, ani oni nie są za słabi, aby urwać choć jeden mały punkt w tym meczu. Po wyrównanym początku wobec pasywnej gry podopiecznych Ireneusza Mazura wywalczyli prowadzenie, którego nie oddali do końca. Decydujący dla wyniku był jednak trzeci set, w którym goście rozochoceni zwycięstwem w poprzedniej partii poczynali sobie na tyle śmiało, że uzyskali pięciopunktową przewagę. Kiedy gospodarze wyruszyli w pościg, było już za późno. Co prawda, udało się im doprowadzić do remisu, ale na więcej nie starczyło sił. Kibice zgromadzeni w hali liczyli, że ich zespół teraz zerwie się do frontalnego ataku, aby wymazać obraz z poprzedniego seta, jednak przeżyli rozczarowanie.
Goście niesieni poprzednimi zwycięstwami "wypunktowali" rywali jak bokser na ringu, kiedy trafi na przeciwnika, który stracił ochotę do większego wysiłku i pogodził się z przegraną, i odnieśli w pełni zasłużone zwycięstwo, które jest nagrodą za wolę walki do końca i brak respektu przed potencjalnie silniejszym rywalem.
W Kędzierzynie Mostostal zwyciężył AKS Resovię Rzeszów w trzysetowym pojedynku, przez cały czas kontrolując wynik. Nie było to może spotkanie porywające, na jakie czekają kibice, ale od samego początku gospodarze zaprezentowali się jako zespół dojrzały, w pełni realizujący przedmeczowe założenia taktyczne trenerów, co zaowocowało zdobyciem trzech cennych ligowych punktów. W zespole "Mosto" wszyscy zawodnicy zasłużyli na słowa uznania za konsekwencję i siatkarską dojrzałość. Widać wyraźnie, że w porównaniu z początkiem rundy jesiennej zawodnicy stanowią już zespół, który się rozumie i wie, jak wspólnie osiągać sukces. Silna zagrywka, gra aktywnym blokiem i urozmaicony atak z różnych stref okazały się wystarczającym argumentem dla przyjezdnych, którzy przeciwstawili gospodarzom jedynie dobre rozegranie Gerymskiego i atak Józefackiego, a to nie wystarczało do nawiązania równorzędnej walki.
Cieszy powrót do pucharowej formy Marcela Gromadowskiego, który zdobył w całym meczu 14 punktów z ataku, a także kilkakrotnie punktował w polu zagrywki. Sobotnie zwycięstwo umocniło siatkarzy Rastio Chudika na szóstej pozycji z dorobkiem 15 punktów i optymistycznie nastraja na przyszłość.
Pamapol wymęczył zwycięstwo za trzy punkty w meczu z Górnikiem Radlin i tym samym wspiął się na pierwsze miejsce w tabeli, wykorzystując potknięcie bełchatowskiej Skry. Sam wynik i powiększenie dorobku punktowego mogą cieszyć kibiców częstochowskiego zespołu, ale styl tego zwycięstwa pozostawia już wiele do życzenia. Radlinianie po raz kolejny udowodnili, że są zespołem nieobliczalnym i w najmniej spodziewanym momencie mogą sprawić niespodziankę, a ponieważ trafili na słabszy dzień rywala, sensacja wisiała na włosku. Nie doszło do niej tylko dlatego, że w końcówkach setów to gospodarze wykazali się większą odpornością psychiczną i doświadczeniem, a zawodnikiem, który skutecznie "wypunktował" rywala, okazał się najlepszy tego dnia na parkiecie Michał Winiarski, bezbłędny w ataku i w polu zagrywki. W każdym razie zespół gości mógł się podobać, a gospodarze, grając bez Woickiego, zaprezentowali raczej wakacyjną formę.
Nie udała się wyprawa nyskich siatkarzy do Sosnowca, gdzie podopieczni Jana Rysia zamierzali odnieść pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i zdobyć tak potrzebne punkty. Po jedenastu kolejkach sytuacja zespołu staje się więc coraz trudniejsza. Mimo zwycięstwa gości w pierwszym secie, w pozostałych wygrywali gospodarze i to oni "podreperowali" swój dorobek w PLS, chociaż styl gry podopiecznych Mariana Kardasa i niefrasobliwość w oddawaniu punktów niemal bez walki, mogła doprowadzić miejscowych kibiców do rozstroju nerwowego. W trzecim i czwartym secie gospodarze beztrosko pozwalali rywalom na odrabianie strat i nawiązanie kontaktu punktowego, co o mały włos nie skończyło się tie-breakiem, którego wyniku nie można przewidzieć. O zwycięstwie za trzy punkty zadecydowało więc szczęście, ale trudno jest ocenić, czy w przekroju całego meczu gospodarze byli zespołem naprawdę zasługującym na takie zwycięstwo.
W zespole z Nysy bardzo dobrze zaprezentował się debiutujący w barwach AZS-u Damian Wilk. Swoje zadanie spełnił również Artur Augustyn, który na pewno tak jak wielu pozyskanych w przerwie siatkarzy, potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby w pełni zaaklimatyzować się w zespole.
Oceniając XI kolejkę warto zwrócić uwagę na mecz Pamapolu z Górnikiem Radlin, w którym skazani na pożarcie goście nawiązali równorzędny pojedynek z jednym z kandydatów do medalu. Różnie można ten fakt interpretować, ale wydaje się, że warto baczniej obserwować zespół Górnika, w którym drzemią jeszcze spore możliwości. Na pewno cieszy powrót do formy Jastrzębskiego Węgla, szczególnie przed występami w Lidze Mistrzów. Podopieczni Igora Prieloznego potwierdzili, że kryzys maja już na pewno za sobą i w play-offach będą niezwykle groźni. Do gry włączyła się powtórnie Politechnika Warszawa, co jeszcze bardziej uatrakcyjni końcówkę sezonu, a kędzierzyński Mostostal po dwóch zwycięstwach w tym roku, co prawda nie poprawił miejsca w tabeli, ale pewnie "zakotwiczył" w środkowej jej części i z pewnością będzie czekał na potknięcia rywali, aby przed play-offami zająć jak najlepszą pozycję..
Za tydzień przekonamy się, czy słabe występy częstochowian i Skry to coś poważnego, czy tylko chwilowy spadek formy. Szczególnie ciekawie zapowiada się spotkanie w Jastrzębiu, w którym mistrz Polski podejmie właśnie podopiecznych trenera Skorka, bo na potknięcie Skry w spotkaniu z Górnikiem trudno stawiać. Robi się wszak ciekawie, a to przecież w sporcie jest najważniejsze.
Autor: Janusz Żuk
Tabela PLS
Msc. |
Nazwa drużyny |
Liczba meczów |
Liczba punktów |
Sety wygrane |
Sety przegrane |
1. |
Pamapol AZS |
11 |
28 |
30 |
9 |
2. |
Skra Bełchatów |
11 |
27 |
30 |
10 |
3. |
PZU AZS Olsztyn |
11 |
25 |
28 |
14 |
4. |
Jastrzębski Węgiel |
11 |
21 |
24 |
14 |
5. |
AZS Politechnika |
11 |
16 |
20 |
22 |
6. |
Mostostal Azoty |
11 |
12 |
21 |
23 |
7. |
Energia Sosnowiec |
11 |
14 |
20 |
25 |
8. |
Resovia Rzeszów |
11 |
11 |
14 |
25 |
9. |
Górnik Radlin |
11 |
7 |
9 |
23 |
10. |
AZS Nysa |
11 |
1 |
8 |
33 |
|