Felieton
Takie sobie rozważania
/Część V/
Ostatni odcinek moich rozważań chciałbym poświęcić klubowi, którego pojawienie się w tym sezonie w serii A na pewno przenosi nasze myśli do czasów, gdy w polskiej siatkówce niepodzielnie panowały dwa zespoły: Płomień Milowice i wspomniana przeze mnie Resovia. Rzeszów, a siatkówka była naszym towarem eksportowym na rynku gier zespołowych.
Siatkarska drużyna z Rzeszowa to przecież kawał historii polskiej siatkówki klubowej i reprezentacyjnej. "Mistrzowie podwójnej krótkiej", bo tak nazywano ten zespół, swoje największe tryumfy święcili w latach siedemdziesiątych, zdobywając tytuły mistrzów Polski, dwukrotnie Puchar Polski i zajmując czołowe miejsca w europejskich pucharach. Nazwiska Karbarza, Sucha, Bebela, Radomskiego czy Gościniaka znane były wszystkim kibicom tej dyscypliny sportu w Polsce i poza jej granicami, bo sukcesy Resovii na krajowych i europejskich parkietach pokrywały się z największymi osiągnięciami polskiej reprezentacji pod wodzą Huberta Wagnera.
Potem przyszły lata chude dla rzeszowskiego klubu, który doświadczył nawet spadku do II ligi, ale siatkówka w Rzeszowie nigdy nie przestała być dyscypliną wiodącą. Pamiętać przecież należy o innych nazwiskach, które dzisiaj znane są z siatkarskich parkietów, a które także z Rzeszowem mają ścisły związek. Myślę tu o wychowankach tamtejszej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, którzy w dwadzieścia lat później stanowili trzon innej potęgi siatkarskiej, a mianowicie Mostostalu Azotów Kędzierzyn- Koźle. Tu kształtowały się przecież talenty Marcina Prusa, Roberta Szczerbaniuka, Piotra Lipińskiego, a osobą, która łączyła tamte dawne czasy ze współczesnością, jest olimpijczyk z Monachium, były siatkarz Resovii Rzeszów - Jana Such. To właśnie ten szkoleniowiec był współautorem pierwszego tytułu mistrzowskiego Mostostalu i wychowawcą wielu mistrzów świata juniorów, którzy największe sukcesy odnosili właśnie w kędzierzyńskiej drużynie.
Dzisiaj Jan Such jest znowu w Rzeszowie. Po kilku latach pracy z Ivettem Jastrzębie, w czasie których zdobył z drużyną dwukrotnie brązowy medal i przygotował zespół do późniejszego mistrzowskiego tytułu, wrócił do "swojego miasta", aby po czternastu latach nieobecności w gronie najlepszych wywalczyć z Resovią awans do serii A i stworzyć w Rzeszowie drużynę zdolną do nawiązania w przyszłości do dawnych tradycji. Takie miał plany, gdy obejmował Resovię. Jedno zamierzenie udało mu się już zrealizować, a to drugie pozostaje jeszcze w sferze marzeń. Jan Such jest przecież realistą i wie, że sama gra w gronie najlepszych drużyn siatkarskich w Polsce, może być uznawana za osiągnięcie tylko przez jakiś czas, a kibice siatkówki w Rzeszowie czekają na znacznie więcej.
Zdaje sobie jednak sprawę, że dla beniaminka walka o najwyższe cele jest zadaniem przekraczającym jego realne możliwości, dlatego planuje miejsce w środku tabeli. Aby osiągnąć założony cel, w czasie przerwy transferowej wzmocniono nieco skład, chociaż trzon drużyny pozostał bez zmian. Tworzą go zawodnicy szóstkowi, którzy wiosną bieżącego roku awansowali do grona najlepszych. Wśród nich jest oczywiście kapitan zespołu, jeden z najlepszych rozgrywających, dawny siatkarz Mostostalu - Sławomir Gerymski. Wśród nowych twarzy rzeszowskiego zespołu warto wymienić: Siergieja Żywołożnego, Tomasza Józefackiego i Piotra Łukę. Niewielkie to zmiany, ale trener Such już w ubiegłym sezonie pozyskał kilku wartościowych zawodników i na nich postanowił oprzeć skład drużyny.
Czy zespół grający w serii B może skutecznie walczyć w serii A? Życie pokazuje, że początki bywają bardzo trudne. Siatkarze z Rzeszowa to jednak w większości zawodnicy doświadczeni, znający specyfikę gry o mistrzostwo Polski i to może być ich atutem. Na pewno atutem tego zespołu będzie sam Jan Such. Wierząc w jego doświadczenie i warsztat trenerski, można mieć nadzieję, że Resovia ma szansę, aby zrealizować postawione przed nią cele. Na przeszkodzie stanąć mogą jednak kontuzje, które dotknęły obu środkowych i mocno skomplikowały sytuację drużyny. Brak Mariusza Kuczki i Łukasza Perłowskiego zmusza bowiem trenera do przestawienia całego zespołu i wystawienia na ich pozycje siatkarzy realizujących na co dzień inne zadania. Jak taka sytuacja może wpłynąć na beniaminka, nikogo przekonywać nie trzeba, ale Jan Such wierzy, że trudności dodatkowo zmobilizują zespół.
Marzy mu się bowiem finał Pucharu Polski w hali Podpromie w Rezeszowie . Na razie Resovia znów jak rok temu na swej drodze spotkała Energię Sosnowiec i bardzo chce wygrać ten rewanż. Pierwszy pojedynek rzeszowianie przegrali, lecz po zwycięstwie nad Jadarem w stosunku 3:0 czekają na kolejny mecz i liczą na awans, czego im życzymy, chociażby ze względu na osobę Sławka Gierymskiegi i Jana Sucha.
Dalszego ciągu nie będzie.
Autor: Janusz Żuk
Czytaj także:
Takie sobie rozważania część pierwsza
Takie sobie rozważania część druga
Takie sobie rozważania część trzecia
Takie sobie rozważania część czwarta
|