Historia ZAKSY
15. Sezon jednego play-offu
Przed sezonem nic nie zapowiadało, że będzie on wyjątkowy. Choć zarząd klubu nie "chwalił się" swymi kłopotami, dowiedzieliśmy się wreszcie, że tylko dzięki uporowi Kazimierza Pietrzyka udało się utrzymać drużynę. Wiele pomogli też sponsorzy, którzy już na początku rozgrywek wypłacili całą kwotę przeznaczoną na rok działalności. Dzięki temu powiodły się zaplanowane ruchy transferowe. Na początku pozyskano nowego libero - Marcina Mierzejewskiego, który zastąpił zasłużonego dla klubu Rafała Musielaka. Na środek sprowadzono Marcina Nowaka, co było chyba największym hitem transferowym. Zakupiono także niemieckiego przyjmującego Eugena Bakumovskiego oraz dwóch innych siatkarzy na tę pozycję: Konrada Małeckiego i młodego Jakuba Jarosza. Do zespołu dokooptowano również Arkadiusza Świechowskiego z drużyny wicemistrzów Polski juniorów.
Roli trenera podjął się zaś Andrzej Kubacki, który za swego najbliższego współpracownika wybrał Rolanda Dembończyka. "Zdaję sobie sprawę, że to dla mnie spore wyzwanie. Jednak nigdy nie bałem się stawiania wysokich celów. Jestem optymistą i wierzę w odbudowę dobrej siatkówki." - mówił trener Kubacki tuż po nominacji.
Mimo niemałych aspiracji trener i prezes zgodnie milczeli wobec pytań o jasne stawianie celów. "Najważniejsze, żeby zespół grał fajną siatkówkę. Nie chcę, by była to gra męcząca, kiedy zespół popełnia sporo błędów. Poza tym chciałbym, żeby nie był to zlepek ludzi, tylko prawdziwy zespół." - tłumaczył Andrzej Kubacki.
Wobec długiego sezonu reprezentacyjnego na początku października wystartowała faza grupowa Pucharu Polski. Kędzierzynianie przeszli ją bardzo udanie, zaliczając tylko trzy potknięcia podczas dwunastomeczowego maratonu. Ostatecznie lepszym bilansem setów zajęli pierwszą lokatę w grupie, wyprzedzając pozbawioną kadrowiczów drużynę Skry Bełchatów.
Później była wspaniała reprezentacyjna japońska euforia i przyspieszony powrót na krajowe podwórko. Choć echa srebra nie cichły, pociąg z lokomotywą pod szyldem PLS "gnał coraz prędzej", przekraczając wszelkie ustalone poprzez tradycyjny terminarz limity prędkości. Ominięto też zbędne stacje w postaci przerwy bożonarodzeniowej, miast której mieliśmy kilka dodatkowych siatkarskich śród.
Tymczasem mimo zapowiedzi świadczących o woli walki i chęci "napsucia krwi" wielkiej czwórce, początek ligi dla kędzierzynian wcale nie był przedłużeniem radosnej atmosfery przywiezionej do Polski przez argentyńskiego szkoleniowca - Raula Lozano i jego siatkarzy. Co więcej, wraz z rozwojem wydarzeń nad Mostową "nadciągały coraz ciemniejsze chmury", wpisując się w ponurą atmosferę zimy.
Jednak początek nie był aż tak zły. Po dwóch niezłych spotkaniach siatkarze Mosto uznali wyższość olsztynian i częstochowian i chociaż humorów przed rodzinnym Bożym Narodzeniem im to nie poprawiło, to swojej gry wstydzić się nie musieli. W przeddzień sylwestra udało się jeszcze pokonać będącą w dalekim odwrocie stołeczną Politechnikę, ale święto "Trzech Króli" należało już do wrocławian, którzy jeszcze przed rozgrywkami ustawiani byli w roli "chłopców do bicia". Gromy poleciały na trenera i rozgrywającego. Pierwszy podał się do dymisji, której zresztą nie przyjęto, a dla drugiego rozpoczęto szukać alternatywy w postaci transferu Jakuba Oczko.
"Na dziś żadnych zmian na stanowisku trenera nie będzie, bo śledziłem przygotowania zespołu do sezonu i widzę, jak przebiegają treningi. Oczekuję wyciągnięcia wniosków przez trenera i zawodników. Jeśli tego nie zrobią sami, to wtedy do działania przystąpię ja, ale będzie to wtedy dla nich mało przyjemne." - zachował spokój prezes Pietrzyk.
Wydaje się, że była to jedyna możliwa decyzja. Kolejna zmiana trenera w tak krótkim czasie byłaby bardzo ryzykowna, a na rotacje w składzie było już za późno. Wybrano cierpliwość ... i zaczęło to procentować.
Choć kolejny mecz znów padł łupem rywala, to nie sposób było nie zauważyć zmian, a do pokonania Resovii zabrakło naprawdę niewiele. Kolejne spotkania to zwycięstwa nad Jadarem Radom i Delectą Bydgoszcz, które zapewniały większy spokój w poczynaniach szkoleniowców i siatkarzy.
Następnie przyszły trzy "planowane" porażki ze Skrą, PZU i Częstochową, ale tym razem nikt dramatu nie robił. Ziarno niepokoju zaczęło jednak ponownie kiełkować, gdy na własnym terenie ekipa Mosto przegrała tie-break z Politechniką Warszawa, której stery przejął Edward Skorek. Nietrudno się więc domyślić, jaki wielki kamień z serca spadł sympatykom Mosto, gdy ukochana drużyna po nerwowym i emocjonującym boju pokonała Gwardię Wrocław.
Nerwy i widmo baraży zażegnano definitywnie serią trzech wygranych bez straty seta nad Resovią, Jadarem i Delectą. I chociaż na zakończenie kędzierzynianie uznali wyższość jastrzębian i bełchatowian, wszyscy odetchnęli z ulgą.
"Myślę, że to jest dowód na to, że po tych pierwszych tygodniach, miesiącach, kiedy wszyscy mieli do nas pretensje i "żądano nawet głów", okazało się, że tylko cierpliwość, praca i spokój prowadzą do celu. Gramy od pewnego czasu dobrze. To widać. Świadczą o tym wyniki. Pokonaliśmy tych, których powinniśmy pokonać." - nie ukrywał radości prezes Pietrzyk, bowiem jego drużyna grała zgodnie z planem: wygrywając ze słabszymi od siebie, a do pełni szczęścia brakowało tylko jakiejś znaczącej niespodzianki.
Wystartowały wreszcie play-offy. Do roli potencjalnego sprawcy niespodzianki pretendowała rewelacja fazy zasadniczej - Resovia Rzeszów, która zmierzyła się ze słabo spisującym się AZS-em Częstochowa. Tymczasem to kędzierzynianie zapewnili kibicom siatkówki wielkie emocje już na początku decydującej fazy ligi.
Początek rywalizacji nie zwiastował jednak nic szczególnego, gdyż zespół Andrzeja Kubackiego został wręcz znokautowany pierwszego dnia. Jednak nazajutrz na parkiet wyszła nowa drużyna, która w czterech setach wyrównała stan rywalizacji, pokonując złożony z samych gwiazd zespół prowadzony przez Tomaso Totolo. "Chciałbym pogratulować trenerowi Andrzejowi Kubackiemu tego, czego dokonał z Mostostalem. Na początku myśleliśmy, że wygramy gładko 3:0, bo wszystko na to wskazywało po pierwszym meczu. Trener Kubacki przez 24 godziny dokonał czegoś prawie niemożliwego - przestawił swoją drużynę o 180 stopni." - nie mógł wyjść z podziwu Daniel Pliński.
Jeszcze tuż przed Wielkanocą mogły się rozstrzygnąć losy awansu. Pierwszego dnia ekipa Andzeja Kubackiego powtórzyła wyczyn z Jastrzębia, a cała siatkarska Polska przecierała oczy ze zdumienia. Wielka Sobota również mogła należeć do kędzierzynian, ale zabrakło spokoju w tie-breaku. Niewykorzystana sytuacja zemściła się bardzo prędko, bowiem Jastrzębianie nie dali siatkarzom Mostostalu drugiej szansy. "Zabrakło zimnej krwi. Gdybyśmy w pierwszym secie zepsuli dwie trzy zagrywki mniej, to może wygralibyśmy i mecz mógł mieć inny przebieg, ale tak naprawdę przegraliśmy tę rywalizację już w czwartym meczu w Kędzierzynie, kiedy nie udało nam się wykorzystać piłki meczowej." - żałował trener Kubacki.
W międzyczasie rozegrano jeszcze finały Pucharu Polski, ale te nie były udane dla Mostostalowców. W ćwierćfinale trafili najgorzej jak mogli i przegrali z drużyną, która od kilku lat nie ma sobie równych na krajowym podwórku - Skrą Bełchatów.
Niełatwo przyszło siatkarzom Mostostalu pogodzenie się z tym, że przez dwie przegrane akcje zamiast o medale zagrają o piątą lokatę. Dlatego też w kolejnych meczach widać było deficyty motywacji i sił. Starczyło to wprawdzie na pokonanie Jadaru Radom i zwyciężenie u siebie Resovii Rzeszów. Zabrakło jednak, aby wygrać choć jedno z dwóch spotkań rozegranych na "Podpromiu". Nie pomógł nawet desant Bartka Kurka, który tuż po maturze z biologii i długiej podróży z prezesem Pietrzykiem zdążył wyjść na parkiet. Ostatecznie kędzierzynianie uplasowali się więc na szóstej lokacie, która była spełnieniem planu minimum.
Mostostalowcy zagrali zgodnie z oczekiwaniami i realnymi szansami. Byli bliscy od urzeczywistnienia marzeń prezesa, który przed sezonem deklarował, że wielkim sukcesem będzie czwórka. Zajęli jednak miejsce, które odpowiadało finansom i budżetowi klubu. Wygrywali z wszystkimi słabszymi od siebie i sprawili jedną znaczącą niespodziankę, dzięki której byli na ustach wszystkich sympatyków siatkówki.
To wszystko jest jednak mniej istotne. Najważniejsze, że zespół wciąż się rozwija i czyni postępy. Po problemach z I rundy z czasem zawodnicy nabierali pewności siebie, zgrywali się i coraz bardziej stawali się drużyną. Postęp poszczególnych graczy prezentują również statystyki, w których Mostostalowcy pięli się w górę z tygodnia na tydzień.
Autor: Jacek Żuk
Nr | Imię i Nazwisko | Rok urodzenia | Wzrost | Pozycja |
1. | Michał Kozłowski | 1985 | 191 cm | Rozgrywający |
2. | Jakub Oczko | 1981 | 193 cm | Rozgrywający |
3. | Eugen Bakumovski | 1980 | 193 cm | Pzyjmujący |
5. | Mykola Karzov | 1976 | 204 cm | Środkowy |
6. | Damian Domonik | 1985 | 205 cm | Środkowy |
7. | Petr Zapletal | 1977 | 194 cm | Rozgrywający |
8. | Jakub Jarosz | 1987 | 195 cm | Przyjmujący |
9. | Wojciech Serafin | 1978 | 194 cm | Przyjmujący |
10. | Konrad Małecki | 1979 | 200 cm | Przyjmujący |
12. | Bartosz Kurek | 1988 | 205 cm | Atakujący |
13. | Marcin Mierzejewski | 1982 | 182 cm | Libero |
14. | Marcel Gromadowski | 1985 | 202 cm | Atakujący |
15. | Marcin Nowak | 1975 | 215 cm | Środkowy |
17. | Arkadisuz Świechowski | 1987 | 204 cm | Środkowy |
Trener: Andrzej Kubacki
II Trener: Roland Demnończyk
Trener odnowy biologicznej: Jerzy Mostowski;
W drodze na tron:
1. Tak to się zaczęło
2. Mostostal - spełnione marzenia
3. Klub Kibica
4. Pierwsze "złoto"
5. Tylko czy aż?
6. Wspaniali chłopcy
7. Naj-wspanialsi
8. Niepokonani
9. Europo, witaj nam!
10. Znowu na tronie
11. Nie zawsze można wygrywać; 12 Wrócimy
13. Chłopcy na "piątkę"
14. "Na równi pochyłej"
16. Powtórka z rozrywki
17. Wracamy na salony
18. O krok od medalu
19. Trzy finały
20. Koniec epoki
21. Nowe otwarcie
22. Sukces czy porażka
23. Jaki początek, taki koniec
24. Znowu na tronie!
25. Dwie korony
26. Rozczarowani x 3
27. Odzyskane korony
28. Zwycięzca bez korony
29. Najlepsi w Europie!
30. Trzy korony
31. W europejskiej elicie
32. Pokaleczony sezon
|